Artykuł

Zuzanna Celmer

Zuzanna Celmer

W poszukiwaniu sensu życia


Ze wszystkich żyjących istot, tylko człowiek jest w stanie ogarnąć refleksją swoje własne istnienie i uczynić samego siebie obiektem rozważań. A co więcej - poddać krytycznej analizie własne rozumowanie. Czym innym są bowiem ponawiane od najdawniejszych czasów pytania o sens naszej egzystencji, jak nie próbą określenia w możliwie najbardziej precyzyjny sposób zasadności naszych pragnień i dążeń, wyborów i działań, czyli tego wszystkiego, co składa się każde indywidualne życie?

Pytania takie zadają nie tylko filozofowie, ale stawiają je sobie także zwyczajni ludzie, dalecy od intelektualnego teoretyzowania, zwłaszcza wtedy, kiedy zakłóceniu ulega spokojny dotąd bieg wydarzeń, konfrontując nas z niespodziankami losu. Nowe wyzwania, poważne kryzysy, utrata bliskich, dorastanie dzieci, przemijające nieuchronnie lata – każde takie wydarzenie zmusza do uważniejszego przyjrzenia się sobie i ponownego rozpatrzenia kwestii własnej tożsamości. Jest to konieczne, ponieważ pod wpływem nowych doświadczeń zmienia się także nasz sposób pojmowania podstawowych pojęć, które dotąd wydawały się oczywiste i raz na zawsze ustalone. Jak choćby „szczęście”, „miłość”, „partner życiowy”, poczucie bezpieczeństwa”, czy „sukces”.

Uznanie tego faktu nie jest zresztą łatwe, ponieważ trudno rozstać się z mitycznymi wyobrażeniami o sobie samym, bliskich czy o świecie. Dlatego usiłowania skierowane na niedostrzeganie prawdziwego stanu rzeczy lub dopasowywanie rzeczywistości do przyjętych uprzednio, a niesprawdzających się założeń, wywołują zazwyczaj głęboką depresję lub stan, który można by określić jako "beztematyczny smutek". Bywa, że wolimy raczej chorować lub – jak się potocznie mówi – chować głowę w piasek, niż podjąć ryzyko konfrontacji, w obawie przed dekonstrukcją swojego dotychczasowego świata. Bywa jednak, że właśnie złość lub irytacja z powodu tych uporczywie powtarzających się niezgodności przyczyniają się do zrewidowania dotychczasowych poglądów, znamionując początek nowego rozdziału naszego życia.

Dojrzewanie przez rozwój


Tak więc, znaczenie naszych kolejnych doświadczeń ujawnia się przede wszystkim w tym, że jeśli tylko umiemy wyciągać z nich właściwe wnioski, wymuszają one niejako dokonywanie korekt w postrzeganiu siebie i otoczenia, prowadząc do coraz dojrzalszego osądu.

Wiemy jednak, że nie dzieje się tak zawsze. Mamy raczej skłonność do zasklepiania się w emocjach, jakie wywołują w nas określone wydarzenia i bezkrytycznego ich odtwarzania zarówno we własnych wspomnieniach, jak i podczas opowiadania o nich innym. Postępując w ten sposób niczego się nie uczymy, zachowując ciągle ten sam, sztywny punkt widzenia, co sprawia, że możemy do końca swoich dni tkwić w niekoniecznie prawdziwym, ale mocno utrwalonym wyobrażeniu, wraz z przypisanymi mu – równie silnie utrwalonymi - myślami i uczuciami. Inaczej mówiąc – prezentować niezmienną postawę życiową, zarówno wobec przeszłości, jak i teraźniejszości.

Używając obrazu rzeki jako metafory wobec własnego losu, łatwo wyodrębnimy miejsca jasne i ciemniejsze; głębokie wiry; swobodne przepływy; obezwładniające mielizny; czy ograniczenia pozwalające zaledwie na powolne przeciskanie się przez zapory kłód czy szuwarów. A także otwarte przestrzenie, kiedy nurt był wartki, srebrzysty, fale przepływały lekko, radośnie, współgrając z niebem, słońcem i gwiazdami.

Jeśli przyjmiemy, że każde stadium naszego życia znajduje odzwierciedlenie w określonym archetypie, wraz z jego wartościami i słabościami, przestajemy użalać się nad sobą, przywołując na usprawiedliwienie rejestr naszych nieszczęść, ale zaczynamy rozumieć, dlaczego miało ono (lub ma) taki właśnie wymiar. Dociera do nas wówczas, że jeśli – nawet wbrew własnej woli – utykamy w jakimś niezadawalającym nas miejscu [1], obwinianie za ten stan rzeczy innych jest zajęciem nie tylko mało skutecznym, ale wręcz jałowym. Czy chcemy tego, czy też nie, odkrycie, że każdy z nas - w większym stopniu, niż sądzi - jest autorem swojego życia, zmusza do zastanowienia nad własnym udziałem w kształtowaniu swojego losu.

Ta podróż ku swojej prawdzie „rozpoczyna się – jak pisze Pearson [2] - z pełnym zaufania Niewinnym, trwa z tęskniącym za bezpieczeństwem Sierotą, poświęcającym się Męczennikiem, odkrywającym Wędrowcem, współzawodniczącym i triumfującym Wojownikiem, a następnie dochodzi do autentycznego i kompletnego Maga”. Każde z tych stadiów jest ważne i żadnego nie można pominąć. Zarówno Sierota, Męczennik, Wojownik, jak i Wędrowiec oferują nam istotne lekcje wspierające nasz wewnętrzny rozwój, prowadząc do harmonii ze sobą i światem.

Kiedy wiemy, kim naprawdę jesteśmy, co uwalnia nas od odgrywania fałszywych ról w teatrze codzienności; kiedy potrafimy zaufać sobie, a przez to obdarzyć zaufaniem innych; kiedy czujemy, że miejsce, w którym właśnie się znajdujemy jest dla nas najwłaściwsze i nikomu nie musimy już niczego zazdrościć; kiedy wreszcie nasze przyjacielskie i miłosne związki są na tyle prawdziwe, że czujemy się w nich naprawdę wolni – archetyp Maga otwiera przed nami nieograniczone możliwości czerpania radości z samego faktu istnienia.

Rozwój i wzrost, jakiego doświadczamy nie przebiega jednak linearnie, ale przypomina raczej spiralę, wznoszącą, a następnie nawracającą po swoim okręgu. Chociaż archetypowe lekcje są przypisane wszystkim, przyswajanie tej wiedzy przebiega indywidualnie, w bardzo osobisty sposób i w takim zakresie, w jakim jesteśmy zdolni w danym momencie ją pojąć. Dlatego każdy z archetypów przerabiamy co najmniej dwukrotnie. Ten proces można przyrównać do przyswajania treści dobrej książki, która przeczytana w młodości odsłania przed nami zaledwie część swojego znaczenia. Sięgając po nią w nieco późniejszym czasie, bogatsi o własne potyczki z losem, odkrywamy w niej niezauważone poprzednio wartości, odbierając jej przekaz na dużo głębszym poziomie. I dokładnie tak samo jest z lekcjami, jakich udzielają nam poszczególne archetypy.

Archetypy i życiowe scenariusze


Wyjaśnienie, w jaki sposób co najmniej dwukrotnie korzystamy z lekcji każdego archetypu, zmieniając swoje postawy wobec różnorodnych spraw życiowych, najłatwiej zobrazować w aspekcie skryptu kulturowego, wyznaczającego kolejne etapy naszych życiowych poczynań.

W nieco schematycznym wydaniu będą przedstawiały się następująco: wyrastając z dzieciństwa zaczynamy pobierać naukę w stosownych szkołach, a następnie kształcimy się w celu uzyskania zawodu. Tak przygotowani podejmujemy pierwszą pracę, poszukując właściwego dla siebie partnera. Na następnym etapie zajmujemy się tworzeniem własnego domu, przeżywamy narodziny własnych dzieci i tu – alternatywnie – albo łączymy sprawy osobiste z jednoczesnym wspinaniem się po szczeblach zawodowej kariery, albo stawiamy wyłącznie na karierę. Możemy też podjąć decyzję o poświęceniu całej swojej energii dla potrzeb rodziny. Programy te, oczywiście z pewnymi modyfikacjami pod wpływem losowych zawirowań, realizujemy przez kolejne lata, aż do wieku średniego.

Trudno jednak nie zauważyć, że wypełniając ten przyjęty w naszym kręgu kulturowym skrypt społecznego funkcjonowania, zawsze wpisujemy w jego ramy własny scenariusz. W ten sposób przekształcamy go we własny, indywidualny program życia, nadając kolejnym inscenizacjom i odgrywanym rolom określone znaczenie, zgodne z naszym poziomem rozumienia tego, co się wydarza. I właśnie te wydarzenia, wraz z wartościującymi je myślami i pobudzonymi przez nie uczuciami tworzą naszą własną, prywatną historię.

Jej wartością i siłą są nie tylko konkretne dokonania, ale także marzenia, plany i niespełnienia, związani z nami ludzie, spełnione i zawiedzione nadzieje, sukcesy i porażki. Każdemu z tych i innych przejawów naszego życia nieodmiennie towarzyszą uczucia. Radości przeplatają się ze smutkami, nadzieja uśmierza niepokoje, a prawdziwe dramaty przytłumiają chwile szczęścia.

Można powiedzieć, że przeżywane przez nas uczucia odzwierciedlają stan naszego ducha wobec określonej sytuacji. Zależnie od tego, jak ją postrzegamy i na ile umiemy się w niej znaleźć – reagujemy pozytywnymi lub negatywnymi emocjami. Co więcej – jesteśmy na ogół przekonani, że nasze reakcje były (lub są) jak najbardziej właściwe. Dzieje się tak dlatego, że doświadczamy ich, a następnie je oceniamy, zgodnie z naszym aktualnym rozeznaniem. Natomiast uświadomienie, czy istotnie były one (lub są) zasadne może pojawić się później, albo nigdy nie zostać poddane w wątpliwość.

I tak, odwołując się do przykładu, możemy zauważyć, że osoby, które znajdują się właśnie w pierwszym stadium archetypu Wojownika, są zazwyczaj przepełnione tak silną potrzebą udowodnienia swoich racji, że forsując jakiś własny pomysł będą zaciekle przeciwstawiać się projektom innych. Ta chęć dominacji, nastawiona na wykazanie własnej wyższości, nie pozwoli im nawet dopuścić myśli, że ktoś inny może zaproponować coś równie, lub bardziej wartościowego.

W dążeniu do pokonania swoich konkurentów, osoby takie mogą posunąć się wobec nich do raniących, a nawet niszczących zachowań, czy nieetycznych działań. Co więcej - w toku tych rozgrywek, przestaje już właściwie chodzić o konkretną sprawę i jej najlepsze rozwiązanie. Najważniejsze staje się uzyskanie przewagi. Zrozumiałe, że przy tak ukierunkowanej potrzebie, ewentualna przegrana wywoła oburzenie i złość. Zrozumiałe zatem, że przegrani i zawiedzeni będą następnie przedstawiali tę historię według własnego osądu, czyli w nieobiektywnej, negatywnie oceniającej innych wersji. Taka sytuacja może się powtarzać jeszcze wiele razy. I chociaż można przyjąć, że walcząc o kolejną wygraną osiągną niekiedy swój cel, to w dążeniu do niego niemal na pewno skłócą się z wieloma ludźmi i zyskają niepochlebną opinię w środowisku.

Czy można przewidzieć, jak dalej potoczy się ich życie?

To zależy tylko od nich. Niektórzy pozostaną zapewne przy swojej postawie, ciągle powielając ten sam schemat zachowań i coraz bardziej zasklepiając się w ciasnej klatce swoich wyobrażeń na temat wrogości innych i niesprawiedliwości świata. Nigdy zatem nie wyjdą poza pierwszy poziom archetypu Wojownika. Ale inni mogą z czasem zauważyć, że takie nastawienie do życia nie przynosi oczekiwanych efektów i w wyniku tych przemyśleń dotrzeć zarówno do przyczyn swoich negatywnych zachowań, jak i zanalizować powody doznawanych porażek.

Te przemyślenia i wynikające z nich wnioski, a także podjęta w ich wyniku praca nad sobą może wpłynąć na zmianę sposobu pojmowania własnych osiągnięć. Jeśli tak się dzieje jest to równoznaczne z przejściem na wyższy poziom archetypu Wojownika. W tej fazie, nie rezygnując ze swojej waleczności, zaczyna się inaczej postrzegać samych siebie, co przekłada się na zmianę dotychczasowych zachowań. Dochodzi się mianowicie do wniosku, że nie warto walczyć dla wywyższenia własnego „ja”, tym bardziej, że zmiana postawy wobec siebie i świata zawsze procentuje zwiększeniem poczucia własnej wartości. Odpada zatem potrzeba ciągłego zaznaczania swojej wyższości. Przychodzi świadomość, że podejmowanie walki jest zasadne tylko wtedy, kiedy walczy się o coś istotnego. O to, w co naprawdę się wierzy. A także o to, co ma wartość nie tylko dla samych walczących, ale także dla innych.

Jak z tego wynika, nowa faza w życiu nie oznacza odcięcia się od poprzedniej. Wręcz przeciwnie. Lekcje pobrane w przeszłości procentują teraz rozumniejszym pojmowaniem zadań, jakie stawia przed nami teraźniejszość. Jeśli przedtem, walcząc o coś, nie liczyliśmy się z odczuciami innych, wymuszając korzystny dla siebie obrót spraw, pozostawał przykry posmak „pyrrusowego zwycięstwa”. Wygrana była zazwyczaj równoznaczna z ochłodzeniem, a nawet zerwaniem kontaktu.

Nowy sposób postępowania uwzględnia także potrzeby drugiej strony. A ponieważ zwracanie uwagi na potrzeby innych łączy się zawsze z szacunkiem - wzajemne porozumienie, a przez to pomyślniejsze, bardziej kreatywne sytuowanie się w życiu jest po prostu nieuniknione.

Widzimy zatem, że w toku naszego życia, pod wpływem różnorodnych wydarzeń, kiedy napotykamy ponownie ten sam archetyp, mamy możliwość przerobienia go na wyższym poziomie rozumienia. A im lepiej rozumiemy jego lekcje, tym wyraźniej uprzytamniamy sobie sens swojego życia.

Będę wdzięczna Czytelnikom za własne przemyślenia, opisy własnej podróży przez życie, uwagi i komentarze.






Przypisy:


  1. Mówimy oczywiście o normalnym, codziennym bytowaniu, nie narażonym na dziejowe i klimatyczne kataklizmy.
  2. Carol S.Pearson „Nasz wewnętrzny bohater” wyd. REBIS 1995




Opublikowano: 2005-11-23



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu