Artykuł

Anna Wilk

Anna Wilk

Struktura i dynamika miłości


Czynniki miłości


Łatwo zauważyć, że związki między ludźmi oparte na miłości ulegają w trakcie swego trwania przemianom, w poważnym stopniu zmienia się treść uczucia łączącego partnerów. Przyczyn takich zmian, możemy upatrywać w negatywnych cechach partnera, lub cechach własnych. W ostateczności ubolewamy nad ułomność ludzkiej natury. A może warto by było zastanowić się również nad naturą samego uczucia miłości, nad procesem, jaki zachodzi w związku dwojga ludzi?

W psychologii spotykamy wiele teorii dotyczących miłości i uczuć pojawiających się w relacjach partnerskich. Chcąc odpowiednio wprowadzić w temat zdrady, przybliżyć należy teorie miłości Roberta Sternberga [1], która stanie się punktem wyjścia dla moich dalszych rozważań nad naturą zdrady.

Autor opisuje miłość, przy pomocy trzech składników, oraz wyszczególnia poszczególne fazy związku. Według Roberta Sternberga czynnikami opisującymi miłość są: namiętność, intymność i decyzja/zobowiązanie (zwana też tu, za B. Wojciszke [2] "zaangażowaniem"), czynniki te ulegają ciągłej przemianie w czasie trwania związku.

Intymność


Intymność wyraża się, jako pozytywne uczucia i działania, które wywołują przywiązanie, bliskość i wzajemną "zależność" partnerów od siebie. Na intymność składają się: dbanie o dobro partnera, przeżywanie szczęścia w obecności partnera i z jego powodu, szacunek, wzajemne zrozumienie, dzielnie się dobrami duchowymi i materialnymi, dawanie oraz otrzymywanie uczuciowego wsparcia, wymiana intymnych informacji, traktowanie partnera, jako ważną część własnego życia. Z. Nęcki [3], w książce "Atrakcyjność wzajemna" [4] określa ją, jako "głębokie odczucie jednostkowości, indywidualności, nietypowości, niepowtarzalności istniejącego związku, ze względu na jego emocjonalne znaczenie dla partnerów".

Istnieje ryzyko, że w związkach z długim stażem, pojawi się pewne zjawisko – rutyna, która jest zabójcza dla uczuć pozytywnych. Lekarstwem na rutynę jest przerwanie zdarzeń automatycznych, by móc ustąpić miejsca zdarzeniom nieoczekiwanych, odbiegających od tego, co jest zawsze.

Dużą role odgrywa konstruktywna komunikacja interpersonalna (werbalna, niewerbalna). Sposób, w jaki kobiety i mężczyźni porozumiewają się, w jaki dochodzą do porozumienia, w efekcie rozumiejąc się bez słów. Dla ponad 60% par, umiejętność porozumiewania się z partnerem, uważana jest za podstawę współżycia. Komunikowanie się, jest stałym procesem tworzenia kooperacji i budowania obrazu samego siebie, oraz partnera, modyfikacji oczekiwań, rodzinnych zwyczajów. Z wielu badań na temat płci, można wysnuć, iż kobietom z reguły przypisuję się ciepło i ekspresywność, a mężczyznom racjonalność i sprawność zadaniową. Okazuje się również, że "męscy" mężczyźni (tj. stereotypowi, zgodnie ze społeczną definicją "macho") i "kobiece" kobiety (tj. stereotypowe, tzw. stuprocentowe kobiety), czyli stereotypowa diada, porozumiewają się między sobą gorzej, niż osoby o cechach androgynicznych [5].

Interesującym zjawiskiem jest dobieranie się w pary osób, z których jedna pożąda głównie intymności, druga zaś się jej obawia. Pia Mellody - amerykańska psychoterapeutka, w książce "Toksyczna miłość" [6] pisze, iż tzw. nałogowcy kochania zwykle łączą się z tzw. nałogowcami unikania bliskości, którzy starają się uniknąć zaangażowania i zdrowej bliskości, a koncentrują się na innych nałogach, takich jak alkoholizm, pracoholizm lub przelotne romanse. Nałogowcy unikania bliskości uciekają od bliskości, unikając silnych przeżyć w związku i angażując się w dużą aktywność poza związkiem, by móc uchronić się przed wykorzystaniem i manipulacją. Stosują przy tym całą gamę metod utrzymywania dystansu. Wobec powyższych zachowań w nałogowcu kochania rośnie świadomość, że partner wyraźnie oszczędza swą energię wewnątrz związku, co pogłębia jego poczucie odrzucenia. W tej współ-uzależniającej relacji spotykają się dwa lęki: lęk przed porzuceniem i lęk przed zbliżeniem (nadmierną bliskością, wchłonięciem).

Ważnym elementem intymności jest zaufanie, czyli "pewność, że ze strony drugiego człowieka spotka nas raczej to, czego pragniemy, niż to, czego się obawiamy" (Deutsh, 1973, s.149). Jest zatem ono pozytywnym oczekiwaniem, że partner będzie się troszczył o nasze dobro i zaspakajał nasze potrzeby dziś, jak i w przyszłości. Dopóki wysokie zaufanie trwa, zasada domniemania dobrych intencji jest stosowana automatycznie i bez namysłu. Inaczej sprawy się mają w przypadku ludzi obdarzających partnera niewielkim zaufaniem. Ci nie zakładają, że partner o nich dba, lecz przeciwnie - aktywnie i świadomie sprawdzają, czy tak faktycznie jest, a raczej, czy tak może nie jest.

A jak jest z częstością kontaktów? Liczne badania dowodzą, że duża częstość kontaktów, sama przez siebie budzi sympatię. Wyjaśnieniem tej zależności może być koncepcja nagród i kar, zakładająca, że tym bardziej lubimy jakąś osobę, im częściej ona nas nagradza (dostarcza nam doznań przyjemnych), tym bardziej zaś jej nie lubimy, im częściej ta osoba nas karze (dostarcza nam doznań nieprzyjemnych).

Jednak żeby wyjaśnić wzrost sympatii w skutek samej częstości kontaktów, należy odwołać się też do innych pojęć, niż tylko same kary i nagrody. Takim pojęciem jest np. usuwanie niepewności. Wszelkie nowe obiekty budzą naszą niepewność, tym bardziej im bardziej są one aktywne, (dlatego też nowi ludzie budzą w nas niepewność stosunkowo największą). Częste przebywanie razem i odkrywanie się partnerów przed sobą może prowadzić nie tylko do zwiększenia sympatii, rozwoju zaufania, ale też do ich wzajemnego przywiązania.

Pierwowzorem przywiązania jest stosunek małego dziecka do matki, czy innej opiekującej się nim na stałe osoby. Po przekroczeniu 3 roku życia, system reakcji na matkę, związany z przywiązaniem, zaczyna słabnąć i przybiera mniej dziecinne formy.

Samo zapotrzebowanie na przywiązanie nie zanika jednak i nowym obiektem przywiązania w dorosłym już życiu staje się ukochana osoba. Dzieci wykazują różne style przywiązania do matki. Skłoniło to amerykańskich psychologów (Hazan i Shavera, 1987 [7]) do tezy o trzech stylach przywiązania i intymności, przejawianych przez dorosłe osoby w stosunku do partnera z bliskiego związku. Poprosili oni kilkaset osób o wskazanie, który z trzech następujących opisów najlepiej do nich pasuje:

  • Styl bezpieczny – Z łatwością zbliżam się do ludzi i nie sprawia mi kłopotu, ani bycie uzależnionym od innych, ani ich uzależnienie ode mnie. Nie często martwię się tym, że inni mnie opuszczą, lub że ktoś za bardzo się do mnie zbliży.
  • Styl lękowo-ambiwalentny – Inni ludzie z oporami zbliżają się do mnie na tyle, na ile bym chciał. Często martwię się, że moja partnerka nie kocha mnie naprawdę i że nie zechce ze mną zostać. Chciałbym się całkowicie zlać w jedno z ukochaną osobą i to czasami odstrasza ode mnie potencjalne partnerki.
  • Styl unikający – Czuję się nieco skrępowany bliskością z innymi, trudno mi całkowicie zaufać ludziom, lub pozwolić sobie samemu, od kogoś uzależnić. Robię się nerwowy, gdy ktoś za bardzo się do mnie zbliży, a moje partnerki często domagają się, abym zwierzał się im bardziej, niż na to mam ochotę.

Z badań Hazan i Shaker (1987) wynika, iż styl bezpieczny został wybrany przez 56% badanych, jako najbardziej dla nich charakterystyczny, styl unikający przez 25% osób, natomiast lękowo-ambiwalentny przez 19% badanych.

Wyżej wymienione style przywiązania współwystępują z różnicami w sposobie przeżywania miłości. Osoby charakteryzujące się stylem bezpiecznym, stwierdzają wyższy poziom szczęścia, większą przyjaźń i zaufanie do partnera, mniejszą natomiast zazdrość, oraz słabsze obawy przed bliskością, niż pozostałe dwa typy. Osoby lękowo – ambiwalentne relacjonują większą zazdrość, większą krańcowość wszelkich uczuć przeżywanych w stosunku do partnera, obsesje na jego punkcie, pożądanie seksualne, pragnienie całkowitej jedności i wzajemności. Częściej niż pozostałe typy określają swoje uczucie, jako miłość od pierwszego wejrzenia. Osoby unikające, przezywają stosunkowo największe obawy przed bliskością i najsłabiej akceptują partnera pomimo jego niedoskonałości.

Namiętność


Drugim czynnikiem jest namiętność, rozumiana, jako konstelacja silnych uczuć, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, z towarzyszącym pobudzeniem fizjologicznym, oraz dominującym pragnieniem erotycznym. Często jest utożsamiana (mylona) z miłością.

Sposób, w jaki ludzie przeżywają namiętność, uzależniony jest również od wzorca miłości, obowiązującego w ich kulturze. Najbardziej rozpowszechniony, czy zalecany sposób przeżywania namiętności w naszej kulturze, wiąże się z wzorcem miłości romantycznej. Przypomnijmy sobie wczesne wcielenie mitu miłości romantycznej, Tristana i Izoldy, czy też współczesne wcielenie - Love Story Ericha Segalla. Atrakcyjność fizyczna [8], piękno zazwyczaj staję się naszym obiektem namiętności.

Badania Walster i in., 1966 (nie będę przetaczać dokładnie przebiegu badań, zainteresowanych odsyłam do eksperymentu Elaine Hatfield-Walster dotyczącego atrakcyjności interpersonalnej) wykazały, że żadna z cech osobowościowych czy intelektualnych, tak pracowicie zmierzonych u wszystkich badanych, nie wpływała na to, jak bardzo uczestnicy badania spodobali się swoim eksperymentalnym partnerom. Wpływ wywierała natomiast atrakcyjność fizyczna. Im bardziej atrakcyjna była partnerka, tym bardziej zadowolony był jej partner (rzecz miała się tak samo w przypadku kobiet).

Choć naturalnie powstające pary rzeczywiście są wyrównywane pod względem poziomu atrakcyjności, nie świadczy to jeszcze, ze partnerzy kierowali się zasadą dopasowania atrakcyjności w swych wyborach. Wręcz przeciwnie, gdyby wszyscy kierowali się zasadą maksymalizacji (i wybierali tych najatrakcyjniejszych) to rezultatem byłoby właśnie wyrównanie poziomów atrakcyjności partnerów w obrębie par. Jednakże, patrząc z biologicznego punktu widzenia, funkcją namiętności jest zachęcanie do prokreacji. I w tym przypadku atrakcyjność partnerów działa troszkę inaczej. Wygląd fizyczny mężczyzny w mniejszym stopniu decyduje o jego możliwościach budzenia pożądania w oczach kobiet.

O ogólnej atrakcyjności mężczyzny, jako partnera decyduje raczej to jak dalece jest on w stanie dostarczać swojej partnerce pożądanych przez nią dóbr, cokolwiek to oznacza w danym społeczeństwie. Atrakcyjność fizyczna we współczesnym świecie nadal jest istotna. Nie należy jednak uznawać jej za jedyne kryterium wartości człowieka. Atrakcyjny fizycznie mąż, lub też żona, może podobać się wielu kobietom/mężczyznom, będąc w ten sposób wystawionym/wystawioną na wiele pokus i zewsząd napływających sygnałów, mogących nakłonić do zdrady. Często więc dzieje się tak, że boimy się atrakcyjnych kobiet i przystojnych mężczyzn, mimo iż namiętność w ich kierunku sięga szczytu.

Seksualność kobiet vs seksualność mężczyzn


Znane raporty Kinseya [10], które zrewolucjonizowały poglądy na temat ludzkiego seksualizmu (Kinsey i in., 1948, 1953), zaowocowały m.in. takimi wnioskami:

  • mężczyźni łatwiej niż kobiety ulegają podnieceniu na sam widok ciała płci przeciwnej;
  • mężczyźni łatwiej ulegają podnieceniu czytając o seksie;
  • głównym czynnikiem wywołującym podniecenie u kobiet jest kontakt fizyczny i dotyk w ogólności.

Jednakże bardziej współczesne badania, wskazują na zanik różnic w tym zakresie między kobietami i mężczyznami (Cook i McHenry, 1979). Interpretowane jest to, jako objaw zaniku podwójnego standardu moralności (bardziej rygorystycznego dla kobiet, a przyzwalającego dla mężczyzn). Kobiety uczone od dzieciństwa, że seks im nie przystoi, mogą nauczyć się tłumienia własnego pożądania, nawet, jeżeli istotnie je przeżywają. Niektórzy socjobiologowie zakładają, że większa podatność mężczyzn na wizualne sygnały pobudzenia erotycznego jest uwarunkowana biologicznie i wynika z odmienności strategii, jakie każdej płci zapewniają sukces reprodukcyjny, czyli rozpropagowanie własnych genów. Teoretycznie każdy mężczyzna może zapłodnić kobietę, nie ponosząc przy tym "kosztów", w sensie czasu i energii. Dla niego każdy przypadkowy kontakt z kobietą może okazać się reprodukcyjnie opłacalny. Kobieta natomiast, musi zainwestować dużą ilość czasu i energii, ponosząc ryzyko związane z zajściem w ciążę.

Podstawą żeńskiej strategii jest więc zdobycie możliwie najlepszego partnera, zapłodnienie przez najlepiej przystosowanego mężczyznę spośród dostępnych, oraz zmaksymalizowanie zwrotnych zysków wynikających z obdarzenia go seksualnymi względami. Pojawienie się seksualnego pobudzenia na sam widok mężczyzny, promowałby kontakty przypadkowe, utrudniające osiągniecie tych wszystkich celów. Namiętność erotyczna zapewne wyrasta ze swych biologicznych funkcji, choć obecnie odgrywają one raczej drugorzędną rolę we wzorcach ludzkiego zachowania. Namiętność to drugie imię zmysłowości i pożądania, zależy ona od czynników biologicznych i psychicznych, które nakładają się na siebie.

Według badań, jakie przeprowadził w latach dziewięćdziesiątych prof. dr hab. med. Zbigniew Lew Starowicz [10] na populacji Polaków wynika, że wysoki poziom namiętności ujawnia, prawie 5% kobiet i 8% mężczyzn. Do 30 roku życia jej wysoki poziom jest trzykrotnie częstszy wśród mężczyzn w porównaniu z kobietami, wśród osób w wieku 30-40 lat pojawia się przewaga kobiet, a wśród 40–50-latków proporcje wyrównują się. 20% osób między 60 a 70 rokiem życia, nadal ujawnia wysoki poziom namiętności. Nie zanika więc ona w miarę upływu wieku biologicznego.

W 1984 roku pewne amerykańskie pismo kobiece opublikowało ankietę, na którą odpowiedziało 86 tysięcy czytelniczek (Carr, 1988). Jeden z punktów ankiety zapytywał, co czytelniczki robią w sytuacji, kiedy mają kilka wolnych godzin i zostają z mężem w domu. 33 % czytelniczek w wieku poniżej 35 lat odpowiedziało, że kochają się z mężem. Takiej samej odpowiedzi udzieliło 25 % czytelniczek w wieku od 35 do 45 lat, a już tylko 10% kobiet w wieku ponad 45 lat (większość wówczas ogląda telewizję).

Chociaż erotyzm w małżeństwie wyraża nie tylko namiętność, ale i intymność, spadek aktywności erotycznej w miarę trwania małżeństwa stwierdzany jest równie powszechnie, co spadek wzajemnej namiętności relacjonowanej przez małżonków. Przyczyn zaniku namiętności dopatrywać się można w jej wewnętrznej logice, nierealistyczności, zachłanności, oraz zabójczych dla namiętności konsekwencjach jej "skonsumowania".

Zaangażowanie


Trzeci składnik (czynnik) miłości to zaangażowanie. Końcem fazy romantycznych początków jest pojawienie się zaangażowania i przekształcenie się związku w związek kompletny. Zaangażowanie jest rozumiane, jako decyzja, myśli, uczucia i działania ukierunkowane na przekształcenie relacji miłosnej w trwały związek, oraz na utrzymaniu tego związku pomimo przeszkód. Podczas gdy namiętność nie poddaje się prawie w ogóle "rozumowi", a intymność poddaje się jemu w stopniu umiarkowanym, to zaangażowanie jest wysoce podatne na świadomą kontrolę.

Dynamika wygląda następująco: gdy dwoje ludzi decyduje się na bycie razem, zaangażowanie stopniowo rośnie, a gdy osiągnie ono swój maksymalny poziom, to zazwyczaj utrzymuje się na nim do końca trwania związku. W udanym związku zaangażowanie jest zwykle jego najsilniejszym składnikiem. Samo wkładanie wysiłku w dany związek nasila szanse, że "inwestor" będzie przekonywał zarówno siebie, jak i innych, że jego postępowanie jest słuszne. Wycofanie wysiłku, byłoby jednoznaczne z przyznaniem się przed sobą i innymi, że wysiłek ten został "zainwestowany" źle. Czynnikiem decydującym o dalszym trwaniu związku jest właśnie zaangażowanie, które ma charakter zjawiska samopodtrzymującego się. Im wyżej ludzie szacują inwestycje dotychczas dokonane na rzecz istnienia związku, tym większe jest ich zaangażowanie w jego utrzymanie, niezależnie od samego zadowolenia ze związku, które z resztą również podnosi zaangażowanie.

Dalszymi czynnikami podtrzymującymi zaangażowanie są: dodatni bilans zysków i strat uzyskiwany przez partnerów w danym związku, oraz mała atrakcyjność innych (alternatywnych) związków im dostępnych, a także liczne bariery przeszkadzające zerwaniu związku.

Zaangażowanie rośnie nie tylko wraz ze wzrostem zadowolenia ze związku, ale także wraz z obniżeniem się atrakcyjności tego, co człowiekowi jest dostępne zamiast danego związku. Takie możliwości zastępcze to albo związki z innymi parterami, albo życie w pojedynkę. Nieatrakcyjność możliwości zastępczych dla związku jest oczywistym powodem, dla którego pozostajemy w obojętnym, czy nawet bolesnym związku z innym człowiekiem. Pojawia się również pewien interesujący mechanizm – ludzie aktywnie obniżają (we własnych oczach) atrakcyjność możliwości zastępczych w stosunku do związku, w który się angażują. Świadoma skłonność do pomniejszania wartości partnerów konkurencyjnych rośnie w warunkach potencjalnego zagrożenia dla istniejącego już związku.

Nie zamyka to jednak sprawy, ponieważ, jak sugerują badania (Simpson i współpracownicy, 1990) skłonność ta pojawia się także w warunkach, w których nie można mówić o jakimkolwiek zagrożeniu dla związku, kiedy ludzie wcale o tym nie myślą. Te same badania wykazały, że pomniejszanie wartości możliwych konkurentów, jest tendencją nieświadomą, pojawiającą się automatycznie w wyniku samego zaangażowania się w bliski związek z innym człowiekiem.

A więc pojawia się decyzja o zaangażowaniu. To, co czuje, myśli, robi i uzyskuje w wyniku swoich działań jedna z osób w związku, zależy od tego, co czuje, myśli i robi druga osoba. Doskonałą ilustracja tego zjawiska jest sytuacja decyzyjna opisywana w matematycznej teorii gier, jako dylemat więźnia [11].

Badania prospektywne i eksperymenty przekonują, że wsparcie jest ważną przyczyną dobrostanu psychicznego i fizycznego. Dlaczego? – ponieważ "wsparcie społeczne, szczególnie ze strony partnera bliskiego związku, spełnia funkcję bufora chroniącego przed stresem" (Cohen i Wills, 1985). Bliski partner może nas w takich sytuacjach wspierać emocjonalnie, informacyjnie (pomagać w określeniu i zrozumieniu problemu, jego przyczyn), wspierać praktycznie.

Dzięki wsparciu partnera, możemy zatem, albo widzieć szkodliwe sytuacje jako mniej zagrażające, co prowadzi do mniej intensywnego przeżywania stresu, albo łatwiej znosić i skuteczniej zwalczać stres, który się pojawił. Co ciekawe niektóre badania sugerują też, że wsparcie mężów ważniejsze jest dla żon, niż wsparcie żon dla mężów (Cohen i Wills, 1985).

Twarze partnerów mających za sobą długotrwałe pożycie małżeńskie są bardziej podobne, niż były na początku małżeństwa (Zajonc i in. 1987). Najbardziej przekonywującym wyjaśnieniem upodobniania się twarzy parterów w długotrwałym związku jest odwołanie się do podobieństwa przeżywanych przez nich emocji. Jak wiadomo każda podstawowa cecha emocji ma charakterystyczny dla siebie wzorzec mimiczny - gdy przeżywamy radość, mięśnie twarzy układają się w inny wzorzec, niż podczas przeżywania tkliwości, czy gniewu. Dzięki udziałowi mięśni twarzy w wyrażaniu emocji często powtarzające się przeżywanie jakiegoś uczucia, prowadzi do trwałej zmiany układu tych mięśni. Partnerzy przeżywający latami podobne emocje zaczynają tez nabierać podobnego wyrazu twarzy.

Innym dylematem, z jakim borykają się pary jest tzw. samospełniające się proroctwo. Oczywiste jest, że o naszym parterze myślimy w sposób zależny od tego, co on robi i jaki jest. Nieco mniej oczywiste jest to, że to, co robi parter i jaki jest, zależy również od tego, co my o nim myślimy. Czasami właśnie nasze myślenie wpływa na działanie partnera. Istotą samospełniającego się proroctwa jest postawienie przez człowieka pewnej hipotezy o naturze sytuacji, lub drugiego człowieka, która to hipoteza inicjuje sekwencje zdarzeń doprowadzających do pojawienia się faktycznych dowodów tej trafności.

Jedno jest pewne: jeśli przekonani jesteśmy o własnej bezwartościowości, a wiec o tym, że w istocie nie warto nas kochać, bardziej będziemy skłonni interpretować niejasne zachowania partnera, jako wyraz braku miłości, niż wtedy, gdy sami jesteśmy pewni, że na miłość zasługujemy.

A co ze sprawiedliwością w związku dwojga ludzi? Czy zasady sprawiedliwej wymiany naprawdę dotyczą bliskich związków między ludźmi? Przecież miłość nie jest transakcją rynkową, gdzie liczy się jedynie bezduszne bilansowanie strat i zysków. Kochając zakładamy przecież, że parter będzie o nas dbał, tak jak my o niego dbamy.

Nasze stwierdzenie braku wzajemności prawie zawsze jest świadomym wnioskiem, jaki wyciągamy, gdy miłość się kończy, bądź jest w opałach. Pary spostrzegające swój związek jako sprawiedliwy, bardziej są z niego zadowolone niż pary spostrzegający go za jako taki, w którym jedno z parterów wnosi nadwyżkę wysiłku i starań, drugie zaś otrzymuję więcej, niż wnosi. Wiele badań przekonuje, że pary głębiej angażują się we wspólne erotyczne przedsięwzięcia, oraz mają większą szanse pozostać razem, jeżeli już na wstępie postrzegają swój związek jako sprawiedliwy.

Istotnym dobrem oferowanym i otrzymywanym w bliskim związku jest ogólny poziom zaangażowania. Jeżeli partnerzy oferują sobie nawzajem podobny poziom zaangażowania, ich związek jest trwalszy niż w przypadku nierównowagi po tym względem.

W parach, które są zadowolone z małżeństwa, zaangażowanie jest zazwyczaj najsilniejszym składnikiem podtrzymującym uczucie miłości w danym związku. Zdaje się, że fakt posiadania dzieci powinien stanowić czynnik utrzymujący zaangażowanie parterów w związek. Zarówno normy moralne, jak i poczucie winy z powodu skrzywdzenia dzieci powinny hamować rozpad związku.

Czy istnienie dzieci rzeczywiście oddziałuje w ten sposób? Badania nad przyczynami rozwodów wykazują, że choć bezdzietność osłabia szanse małżeństwa na trwanie, samo istnienie dzieci nie tyle zmniejsza częstość rozwodów, ile opóźnia ich wystąpienie. Jak wiadomo nieobecność jednego z rodziców jest szkodliwa dla dziecka, ponieważ oznacza ona nieobecność jednego z ważnych wzorców socjalizacyjnych. Innym niekorzystnym następstwem jest pogorszenie sytuacji finansowej dzieci. Powodem szkodliwości rozwodu dla dzieci jest negatywne oddziaływanie konfliktów miedzy rodzicami przed i po rozwodzie. Wrogość i konflikty miedzy ojcem i matką są źródłem stresu i cierpienia dzieci. "Konflikt miedzy rodzicami zdaje się być najważniejszą przyczyną pogorszenia funkcjonowania dzieci. Przy czym istotne znaczenie może mieć nie tyle sam rozwód, ile to, jak dalece rodzice są w stanie wyzbyć się wzajemnej wrogości, wciągania dziecka we własne konflikty i współpracować ze sobą w wychowaniu dzieci pomimo swego rozstania" (Raschke, 1987).

Rozpad związku


Współczesny trubadur – Paul Simon, śpiewa, że "musi być z pięćdziesiąt powodów, dla których porzucasz tego, kogo kochasz" jednak naukowa psychologia ma o nich niewiele do powiedzenia. Przyczyna ma charakter etyczny, psychologowie wiedzą, że prowadzenie badań nad związkami, które się aktualnie rozpadają, mogłoby spowodować przyspieszenie ich rozpadu (na przykład dlatego, że badanie takie koncentrowałoby się na ich negatywnych emocjach, a skupienie się na dowolnych emocjach prowadzi zwykle do ich nasilenia. Wobec tego stosowane są dość zawodne metody, takie jak proszenie badanych o opisanie rozpadu, jaki miał miejsce w przeszłości, bądź o relacje z sytuacji jedynie wyobrażonych. Tego rodzaju relacje dają jednak obraz mocno wygładzony, przemyślany i uzasadniony przed samym sobą.

Zgodnie z dominującym w naszej kulturze stereotypem [12] zdecydowanie częściej zdradzają mężczyźni. Kobiety od stuleci zdradzają mężów, jednak dopiero w ostatnich latach zaczynają zanikać podwójne standardy moralne dla mężczyzn i kobiet. Niewątpliwie, zarówno kobiety jak i mężczyźni mają romanse, należy pamiętać jednak o różnicach, jakie występują w obrębie płci. W większości, skandale seksualne to przypadki żonatych mężczyzn, często sprawujących jakąś formę władzy, którzy wykorzystują swoją pozycję, aby nawiązać pozamałżeńskie kontakty seksualne. Na przykład w romansie Lewinsky - Clinton, zaskakująca była nie tyle lubieżność ich aktów seksualnych, ani fakt, że prezydent był żonaty, zdumiewała natomiast ilość publicznej uwagi – samonakręcające się szaleństwo obsesji jaką przyciągnęła sprawa, która w niemalże każdym innym aspekcie byłaby banalną historią. Dlaczego mężczyzna lub kobieta ryzykują tak wiele – pozycje społeczną, reputację, honor, małżeństwo, dzieci, a nawet bezpieczeństwo osobiste – dla kilku minut zaspokojenia seksualnego?

Dlaczego ludzi zdradzają? Pytanie takie zadali sobie Yeniceri i Kokdemir, badacze z uniwersytetu w Ankarze. Stworzyli oni kwestionariusz niewierności Infidelity Questionnaire W wyniku badań uzyskali sześć głównych czynników, prowadzących do zdrady. Pierwszy nazwali legalność (wskaźniki: m.in. poczucie braku przyszłości dla związku, brak zaangażowania) która prowadzi do tego powstania wrażeniu, że ma się "prawo do zdrady". Drugim czynnikiem było pożądanie. Badani tłumaczyli, iż ktoś inny wydał im się atrakcyjny, kierowali się pożądaniem, albo po prostu nadarzyła się okazja. Trzecia przyczyna została określona jako normalizacja. Osoby, które w ten sposób wyjaśniały zdradę, uważały, że jest ona czymś naturalnym, modnym, typowym w ich środowisku. Czwarty czynnik wiązał się z seksualnością (wskaźniki: m.in. niezadowolenie z życia seksualnego w związku, ograniczenia partnera w kwestii pewnych zachowań seksualnych). Piątym powodem było pochodzenie społeczne (wskaźniki m.in. wczesne zamążpójście, wychowanie w konserwatywnej rodzinie). Ostatni czynnik dotyczył poszukiwania wrażeń. Badani mówili o chęci zdobycia nowych doświadczeń, rozrywki, większej ilości emocji.

W kolejnym artykule przybliżę pogląd psychologii ewolucyjnej na kwestie partnerstwa, miłości i zdrady. Będzie to nurt skrajny a nawet opozycyjny do powyższej teorii miłości. Kontrastując te dwie naukowe teorie chce pokazać jak bardzo różne mogą być opinie na temat partnerstwa, zdrady i seksu. Które podejście jest nam bliższe? Niech każdy oceni to sam. Oprócz teorii ewolucji nawiążę też do aspektów kulturowych i historycznych.



    Autorka jest psychologiem, absolwentką Wydziału Psychologii Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie (tytuł magistra psychologii uzyskała 11.07.2009r). Autorka kilku prac z zakresu konfliktów interpersonalnych, psychologii różnic indywidualnych, psychologii płci. Interesuje się psychoterapią Gestalt.

    Zobacz także: artykuł Anny Wilk - "Zdrada w ujęciu teorii ewolucyjnej"




Opublikowano: 2010-01-15



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu