Artykuł

Marcel Kucaj

Marcel Kucaj

Menedżer zwolniony z pracy


    Intensywnie pracujemy, sumiennie wykonując powierzone nam obowiązki. Z dnia na dzień podejmujemy coraz to nowsze wyzwania, przełączamy się z trybu optimum i wchodzimy na wyższy poziom efektywności. Osiągamy cele własne, przełożonych i firmy, dla której pracujemy. I wszystko jest w porządku tak długo, aż nam nie podziękują.

Utrata pracy z punktu widzenia zwalnianego jest niewątpliwie stresująca; tak dla menedżera, jak i dla pracowników innego szczebla. Różnica tkwić może jednak w charakterze i zasięgu pracy menedżera, w jego doświadczeniu, zakresie obowiązków i intensywności życia zawodowego. Reguła jest prosta: im więcej inwestujemy, tym trudniej nam przychodzi pogodzenie się ze stratą obiektu własnych poświęceń.

Krótka historia stresu


W 1970 roku dwóch psychiatrów, Thomas Holmes i Richard Rahe, stworzyli skalę stresu zwaną Skalą Społecznego Ponownego Przystosowania się (SRRS - Social Readjustement Rating Scale). Owa skala pozwala określić wielkość stresu mierzonego w tzw. jednostkach zmian życiowych (LCU - Life Change Units), a uzyskanie odpowiedniego wyniku pozwala przewidywać wystąpienie u danej osoby poważnej choroby w przeciągu zaledwie dwóch lat. Utrata pracy, niewątpliwie będąca znaczącą zmianą życiową, sąsiaduje tutaj bezpośrednio z pogodzeniem się z małżonkiem, co oznaczono jako mniej stresujące, oraz z? zawarciem związku małżeńskiego, budzącym większe emocje od zwolnienia.

Aczkolwiek przyświecający stworzeniu skali pragmatyzm jest godny zainteresowania, sama skala wolna od wad nie jest. Przede wszystkim jednostki zmian życiowych ujmuje jednakowo dla całej populacji, co oznacza, że dla każdej osoby poddanej badaniu SRRS skala generuje identyczny poziom stresu wzbudzanego danym wydarzeniem. Ponadto, skala nie odróżnia stresu pozytywnego od negatywnego, a te skrajne emocje mogą mieć diametralnie inny wpływ na człowieka, nawet jeśli są równie silne.

Stres rozumiany interakcjonistycznie


Czym jednak jest stres? Można go różnorako definiować, jednak za najbardziej intrygującą uważam koncepcję salutogenetyczną Antonovsky'ego. Mówi ona o istnieniu kontinuum zdrowie-choroba w sferze somatycznej i psychicznej, w którym brak równowagi jest stanem normalnym. Przesunięcie aktualnego punktu zawieszenia jednostki w kierunku jednego z dwóch biegunów osi następuje poprzez zwiększenie lub zmniejszenie poczucia koherencji, na które składa się poczucie sensowności, poczucie zrozumiałości i poczucie zaradności. Z kolei poczucie koherencji zależne jest od działania lub nieobecności stresorów, czyli elementów wprowadzających do systemu entropię pod postacią doświadczenia niespójnego, wywołującego przeciążenie, niedociążenie lub brak udziału w podjęciu decyzji. Stresory są wszechobecne i nieuniknione, ale skutki ich działania są względne i niejednoznaczne dla jednostki, a zależą od posiadanych zasobów. Poczucie koherencji jest w tej teorii kluczowym pojęciem i spaja ze sobą poszczególne zasoby jednostki, tworząc broń torującą drogę ku zdrowiu.

Prywatna tragedia


Rzadko jednak w momencie zwolnienia widzimy celowość chwili obecnej, o kontroli nad wydarzeniami nie wspominając. Jeśli pomimo osiąganych sukcesów nie darzyliśmy swojej pracy wielką sympatią, być może poczujemy dotyk aksamitnej ulgi poprzeplatanej metalowymi nitkami żalu. W przeciwnym razie poniesione koszty w postaci zainwestowanych zasobów mogą sprawić, że wpadniemy w łańcuch reakcji psychologicznych odczuwanych po dużej stracie. Za wzór możliwego postępowania w całym cyklu wewnętrznych zmian posłuży nam pięciostopniowy model Catherine Sanders, amerykańskiej psycholog klinicznej.

Po otrzymaniu wymówienia, w pierwszej fazie reagujemy szokiem: czujemy bezradność, chaos, niedowierzanie, wzburzenie. Nierzadko zaprzeczamy faktom, negacja służy bowiem jako bufor dla nieprzyjaznej rzeczywistości, a pojawiający się silny lęk pochodzi z utraty poczucia kontroli. Zamknięcie się na fale emocji jest niewłaściwe, więc dla własnego dobra nie można usilnie trwać w przekonaniu, że tylko pada?

W drugiej fazie uświadamiamy sobie nieodwracalność straty. Przeżywamy gwałtowne, często sprzeczne emocje, może także pojawić się poczucie winy i gniew. Intelektualnie zdajemy sobie sprawę ze zmiany, jednak emocjonalnie nadal nie jesteśmy gotowi na jej przyjęcie. Należy dać sobie czas, aby w pełni odczuć negatywne emocje, które stanowią nasz prywatny topór obusieczny. Albo sami się nim poranimy, kumulując negatywne emocje, albo przekujemy go w silne narzędzie sprawcze, ukierunkowując te emocje do zewnątrz.

Trzecia faza polega na wycofaniu się, co sprzyja ochronie siebie. Z jednej strony, takie zachowanie ma charakter adaptacyjny, gdyż pozwala odzyskać energię utraconą w trakcie pierwszych dwóch faz, z drugiej jednak sprawia, że właśnie ta faza określana jest jako najtrudniejsza w cyklu. W tej fazie decydujemy też o dalszym postępowaniu: albo idziemy do przodu, albo uciekamy w przeszłość.

Przedostatni etap polega na powrocie do wewnętrznej równowagi. Negatywne emocje słabną, psychiczne rany zaczynają się goić, pojawiają się pozytywne stany myślowe dotyczące przyszłości. Możemy zacząć odczuwać powrót kontroli i potrafimy powoli rezygnować z danych ról oraz obowiązków, po raz pierwszy jesteśmy także zdolni znaleźć odpowiedź na pytanie "dlaczego?".

W ostatniej fazie, odnowie, zaczynamy przejawiać zainteresowanie światem zewnętrznym i własnymi, być może również nowymi potrzebami; uczymy się żyć bez tej cząstki siebie, której zostaliśmy pozbawieni.

Choć powyższy model dotyczy radzenia sobie w żałobie po utracie bliskiej osoby, można przyjąć go jako warty uwagi model radzenia sobie także w innych, wysoce stresogennych sytuacjach, np. utraty pracy. Anna Dodziuk, polska psychoterapeutka, dodaje jeszcze, iż okres żałoby można uznać za zakończony, gdy: osoby, miejsca lub okoliczności przestają nam przypominać o stracie; potrafimy obiektywnie spojrzeć na przeszłość, uznając jej pozytywne i negatywne aspekty; oraz udało się nam symbolicznie pozwolić przeszłości odejść.

Pamiętajmy też, że choć przysłowia bywają mądrością narodów, nie musimy być zagubionymi okrętami bezcelowo dryfującymi po bezkresnym oceanie samotności. Nie warto tracić głowy. Z każdej sytuacji zawsze są przynajmniej dwa wyjścia.



    Autor - z wykształcenia tłumacz, redaktor, wkrótce psycholog kliniczny SWPS, wiążący pracę zawodową z pomocą osobom nieheteroseksualnym. Prywatnie dawca cynizmu i nosiciel optymizmu, zakochany w morzu wielbiciel obrączek. Przyszły Kanadyjczyk.
    Artykuł opublikowano na portalu Treco.pl.



Bibliografia


  • Dodziuk, A. (2007) Żal po stracie, czyli o przeżywaniu żałoby. Warszawa: Instytut Psychologii Zdrowia.
  • Sanders, C. (2001) Jak przeżyć stratę dziecka. Powrót nadziei. Gdańsk: GWP.
  • Sęk, H. (2010) Psychologia kliniczna. Tom 1. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.




Opublikowano: 2011-10-27



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu

  • Menedżer zwolniony z pracy

    Autor: impresja   Data: 2011-10-28, 21:55:10               Odpowiedz

    Fakt niezaprzeczalny,że każda strata jest bolesna.
    Fakt.
    I tak utrata pracy,rozwód,zdrada,choroba,itd.
    Fakty.
    I tylko tyle.
    Są jednak i takie pozytywy jak optymizm mimo wszystko,nadzieja mimo wszystko i pewnie wiele jeszcze innych podpowiedzi,których nie znam,ale m... Czytaj dalej

Zobacz więcej komentarzy