Artykuł

Paulina Dobrzańska

Paulina Dobrzańska

Piję, bo jestem alkoholikiem. Rozważania na temat przyczyn alkoholizmu


Literatura przedmiotu podaje, że 2% dorosłych Polaków jest uzależnionych od alkoholu. Uwzględniając rodziny osób chorych można postawić tezę, że alkoholizm to problem, który dotyczy istotnej części populacji. Tak naprawdę każdy z nas zna kogoś, kto jest czynnym bądź też trzeźwiejącym alkoholikiem.

Autorzy z zakresu tej problematyki dzielą uwarunkowania alkoholizmu na trzy grupy: biologiczne, psychiczne oraz społeczne. Teorie biologiczne wiążą tendencję do uzależnienia od alkoholu z właściwościami genetycznymi jednostki.

Koncepcje psychiczne rozpatrują alkoholizm jako skłonność do upijania się w celu uzyskania redukcji napięcia psychicznego. Osoba uczy się, że na skutek spożywania alkoholu czuje się lepiej, stąd też sięga po niego w każdej trudnej bądź nawet neutralnej sytuacji. Koncepcje psychologiczne zakładają także udział warunkowania oraz modelowania w procesie uzależniania się. Takie podejście wskazuje, że bardziej podatne na uzależnienie są osoby, których rodzina (przede wszystkim rodzice) często sięgali po alkohol. Jednostka naśladuje destrukcyjne wzorce zachowania, przyjmując je za coś normalnego, oczywistego. Według koncepcji psychologicznych istotne znaczenie mają cechy osobowości osoby uzależnionej. Bardziej podatne na alkoholizm są osoby niedojrzałe emocjonalnie, neurotyczne, wycofane, strachliwe i przelęknione, wrażliwe, podatne na depresje, zależne emocjonalnie i interpersonalnie, posiadające negatywny obraz własnej osoby oraz słabe ego.

Uwarunkowania społeczne alkoholizmu wiążą się z wpływem środowiska na postawy i zachowanie człowieka. Do otoczenia, które ma w tym temacie największe znaczenie zalicza się rodzinę pochodzenia. Teoria ta zakłada, że na skutek długotrwałego i systematycznego oddziaływania środowiska rodzinnego kształtuje się tzw. osobowość przednałogowa. W takich rodzinach potrzeby dziecka są bardzo często zaniedbywane, rodzice stawiają wobec niego zbyt wysokie wymagania, bądź zupełnie się nim nie interesują. Wszelkie zachowania, działania i słowa kierowane do dziecka mają charakter nakazów bądź zakazów. W takiej rodzinie występuje niedosyt bądź całkowity brak czułości, opiekuńczości, akceptacji, zrozumienia, wspólnego spędzania czasu. Krytyczne uwagi kierowane do dziecka, są przez nie internalizowane i wprowadzane do systemu oceny własnej osoby. Tak oto tworzy się obraz młodego człowieka, którego potrzeba bezpieczeństwa nie została zaspokojona, które ma niskie poczucie własnej wartości i którego dominującymi uczuciami są poczucie krzywdy, żal i złość. Najczęściej jednak osoba ta jako dorosła nie ma świadomości pochodzenia stanów, które odczuwa. Nie nauczyła się ponadto w dzieciństwie metod, które pozwoliłyby jej radzić sobie z nagromadzonym stresem. W związku z tym jedynym rozwiązaniem wydaje jej się ucieczka w alkohol.

Profesor Maria Ryś pisze, że sięganie po substancje uzależniające koreluje z niską samooceną, która ukształtowała się w wyniku doznawania różnego rodzaju przemocy, nadużyć, zaniedbań, lęków oraz poczucia winy, będącego rezultatem niemożności sprostania stawianym wymaganiom.

W niniejszym artykule chciałabym zająć się psychicznymi i społecznymi uwarunkowaniami alkoholizmu. Swoje rozważania zilustrowałam rozmową z 31-letnim alkoholikiem, który aktualnie przebywa w ośrodku dla osób uzależnionych. Opowiada on swoją historię (przez społeczność alkoholików określaną jako "piciorys"), wskazując na sposoby widzenia swojej sytuacji w każdym z etapów alkoholizmu, ze szczególnym uwzględnieniem aktualnego etapu trzeźwienia. W jego relacji widać, jakie istotne zmiany zaszły w jego sposobie dokonywania oceny swojej sytuacji. Rozmówca mój, którego opisywać będę pseudonimem Adam, wskazuje jak znaczącą rolę odgrywały w jego chorobie (bo tak mówi o swoim alkoholizmie) mechanizm iluzji i zaprzeczania:

    Walczysz, żeby moc swobodnie chlać. Ktoś mówi, że masz problem ale mówisz, że nie, ja nie mam żadnego problemu. (...) Okłamywałem wszystkich i siebie. Uważałem, że to nic złego. Mam jakiś wymyślony powód. A przestane pić jak się skończy urlop. Nie widziałem w tym problemu. Wtedy właśnie chyba zacząłem wpadać w fazę chroniczną uzależnienia. (...) Jak miałem się wtedy przyznać, ze zrobiłem coś złego? Przecież ja taki "grzeczny". Najcwańszy cwaniakowaty cwaniak.

Zaprzeczanie i iluzja objawiają się również poprzez poczucie, że to osoba uzależniona jest pokrzywdzona, że nikt jej nie rozumie, że jej problemy są jedyne w swoim rodzaju i tak naprawdę ma ogromne podstawy do sięgania po alkohol:

    Czułem się czasami samotny i myślałem, że nikt mnie nie rozumie, użalałem się nad sobą. Przecież ja jestem taki dobry, a moja żona tego nie widzi, że chcę dobrze. Ale ona widziała moje chlanie i gdzie w tym wszystkim bylem dobry? Nie rozumiałem tego. Nie widziałem tego. A dlaczego? U mnie w domu jest to samo. Tata czasami się napije i ma żale, wali w stół. Na drugi dzień uchodzi mu to na sucho. Mam mądrą żonę i nie chciała sobie na to pozwolić.


Zgodnie z tym co zostało wyżej wspomniane tendencje do zapadania w uzależnienie mają osoby o określonych właściwościach osobowościowych, charakterologicznych. Osoby podatne na sugestie, wycofane, nieśmiałe, apatyczne, uzależnione od opinii innych, należą do tzw. grupy ryzyka. Adam wspomina, że w związku z dominującą postawą jego ojca, ukształtowały się w nim brak poczucia własnej wartości oraz emocjonalna zależność:

    Byłem jak chorągiewka. Gdzie dobrze wieje tam leci. (...) Ja chyba poszedłem trochę w mamę, która jest zdominowana przez tatę. Może czasami coś chciałem powiedzieć, ale zawsze bylem zakrzyczany, przegadany przez ojca. On myśli, że ma racje i należy się jemu szacunek i nie ma dyskusji. Jeśli wyrazisz jakieś swoje zdanie, on twierdzi, że wie lepiej. Ciężko się z nim czasami gada. On tyle przeżył i zna się na życiu. (...) Żyłem w tym świecie. Wiem jak potrafi obgadać każdego. On nie potrafi mówić o kimś dobrze. Zawsze coś źle i mu coś nie pasuje. On idealny i najlepiej jakby wszystko kontrolował. (...) To może jest jakaś zazdrość, albo wiem. To jest chęć kontrolowania. On potrafi się zapytać mamy gdzie idzie jeśli wychodzi z pokoju. Jak czasami wracam z papierosa sprzed klatki i idę do łazienki to zawsze mówi: "i już zapalił i do łazienki". Albo potrafi powiedzieć: "co ty tak do tej łazienki chodzisz?" Coś go ciągle drażni jakoś. (...) Pamiętam jak oglądaliśmy czasami mecze z tatą i bratem. My trochę graliśmy na boisku i wiedzieliśmy, że czasami jest ciężko wykonać jakieś zagranie. On zawsze wiedział lepiej, że się da i nawet jak mu coś tłumaczyliśmy to i tak zawsze wiedział lepiej, a my się nie znamy. Myślę, że często też byłem krytykowany. Jak czasami zrobiło się coś czego tata oczekiwał, to było dobrze, ale czasami miał jakieś pretensje, że ktoś robi taką samą robotę, ale po swojemu. Ciągłe narzucanie swojego zdania i sposobu na wszystko. A jak ktoś żyje i myśli inaczej, nie za bardzo mu pasuje.

Pewien rodzaj strachu przed powiedzeniem tego co się myśli i czuje może wynikać z braku możliwości wyrażania swoich uczuć w dzieciństwie. Jeśli dziecko dorastało w rodzinie gdzie "dzieci i ryby głosu nie mają" nauczyło się, że jego doznania, odczucia i przeżycia nie są istotne i nie ma prawa wyrażać ich na głos. To, co dzieje się w jego wnętrzu, jest jego własnym problemem i nikt nie musi się tym zajmować. Taka postawa jest nieprawidłowa. Oczywiste jest bowiem, że dziecko, aby czuło się wartościowe, musi czuć się też bezpieczne, akceptowane i musi mieć możliwość wyrażania swoich potrzeb i przeżyć. Adam wskazuje, że i w jego przypadku wycofanie, zamknięcie się w sobie i tłumienie swoich uczuć ma swoje źródło w okresie dojrzewania:

    Z mojego doświadczenia i takiego powrotu do przeszłości przeanalizowałem kilka rzeczy. Myślę, że wyniosłem jakieś przekonanie, że pijąc alkohol stałem się w jakiś sposób dorosły. Dochodziły też inne sprawy, lęk przed powodzeniem tego co się myśli, wymaganie wdzięczności i liczenie się ze słowami rodziców. Przez to pewnie nie raz w złości wychodziłem z domu gdzieś do kolegów na jakieś piwo, żeby te emocje w jakiś sposób wyleciały. (...) Czasami nawet chcę coś powiedzieć ale myślę: a może to nie ma wielkiego znaczenia. Później się zbiera wszystko. Wiesz, tak sobie myślę o tej mojej chorobie. Czasami omawiamy jakiś temat i często cofam się do wieku 17-20 lat. Myślę, że wtedy mogłem mieć już jakieś zaczątki tej choroby. Tak zwane nałogowe regulowanie uczuć było widoczne. Tak mi się wydaje. Czasami się z czymś nie zgadzałem, ale tego nie mówiłem, byłem zły i wkurzony. Lepiej było jak się wyprowadziłem. I nie musiałem tego słuchać. (...) Ja dla swoich dzieci chciałbym być bardziej uczuciowy, a nie tylko wymagający.

Istnieje teoria rozpatrująca alkoholizm jako rezultat trwałego i czynnie realizowanego przekonania, że alkohol zredukuje stres, napięcie, ból. Na forach internetowych odnaleźć można wiele wypowiedzi trzeźwiejących alkoholików, którzy początków swojego uzależnienia dopatrują się w pierwszej wypitej dawce alkoholu. Ich zdaniem, kiedy pierwszy wypity kieliszek, butelka piwa, lampka wina czy szampana przyniesie radość, ulgę, zadowolenie, satysfakcję, odprężenie lub inne pozytywne doznanie, które pozwoli na redukcję napięcia, droga do alkoholizmu jest już rozpoczęta. Adam w oparciu o swoje doświadczenia stwierdza, że alkohol niewątpliwie redukuje napięcie. Po jego wypiciu człowiek zaczyna czuć się lepiej. Poczucie to jest jednak fałszywe, bowiem stan, w którym się znajduje nie odzwierciedla rzeczywistych emocji:

    Jak pijesz to nie czujesz bólu. Jak zaczyna cię puszczać i zaczynasz mieć jakieś poczucie winy, to znowu zabijasz te emocje żeby tego nie czuć. I takie błędne kolo. Taka klatka. Nie potrafisz uciec bo już nie ma gdzie. (...) Później zaczynają się pojawiać takie emocje jak poczucie winy. Ale żeby je wytłumić otwierasz sobie następne piwko.

Kiedy człowiek nauczy się już, że dzięki alkoholowi może poczuć ulgę, zaczyna pić coraz więcej. Wpada wówczas w zamknięte koło, które doskonale odzwierciedla sytuacja jednego z bohaterów książki dla dzieci "Mały książę". Zaczyna pić po to, żeby zapomnieć, że pije. Potrzebuje coraz więcej alkoholu. I mimo że zdaje sobie sprawę z jego destrukcyjnego działania, nie jest w stanie przestać:

    Ja już nie miałem na nic sił. Nigdy wcześniej tak nie chlałem. Ciągle chciałem więcej i więcej, jakbym nigdy tego piwa nie widział. (...) Naprawdę bardzo wtedy chciałem nic nie pić, ale to było ode mnie silniejsze. (...) I jak sobie przypominam często nie miałem konkretnego powodu. Czasami po prostu chlałem bez sensu. (...) Ważniejsza stała się impreza i chlanie. Żona również zawsze była i nadal jest dla mnie bardzo ważna, ale często wybierałem chlanie, a nie ją. Zawsze ją kochałem i kocham do dziś, ale zawsze chęć picia była większa.

Niewątpliwie istnieją uwarunkowania alkoholizmu, o których wspominają naukowcy i badacze. Jednak powód sięgania po alkohol, który byłby uzasadniony, nie istnieje. Alkoholicy - za pośrednictwem mechanizmu iluzji i zaprzeczaania - mogą takie powody wyrażać. Nie oznacza to, że są to powody rzeczywiste. Można wskazać na wiele czynników, które przez lata kształtowały osobowość podatną na uzależnienie, ale nie wyodrębnia się jednej konkretnej przyczyny, wydarzenia, sytuacji, zachowania, które sprawiłoby, że dana osoba zachorowała czy też popadła w alkoholizm. Adam kwestię tę zamyka w jednym bardzo istotnym stwierdzeniu:

    Alkoholik pije bo musi i jest uzależniony, a nie dlatego ze ma powód.

Zgodnie z tym co przedstawia koncepcja uwarunkowań psychicznych Adam przyznaje, że alkohol stał się dla niego ucieczką od problemów. Znajdował w nim ukojenie. Miał fałszywe przekonanie, że kiedy się znieczuli, odurzy, to problemy przestaną istnieć. Pił więc coraz więcej, bo coraz większej dawki potrzebował, żeby przestać czuć. W ten sposób alkoholizm szybko przechodził w kolejne fazy. Kiedy podczas pobytu w ośrodku uzależnień uświadomił sobie, że alkohol nie rozwiązuje problemów i że jedyną możliwością jest zmierzenie się z nimi, uznał swoją słabość wobec niego i zrozumiał, że od tej pory musi zacząć rozwiązywać problemy, a nie tylko je tłumić:

    Już nie mam gdzie uciekać. Nie ma już ucieczki w alkohol. Moja kryjówka przestała istnieć.

Ludzie próbują doszukiwać się przyczyn alkoholizmu w aktualnej sytuacji, w zastanej rzeczywistości, w okolicznościach towarzyszących nadmiernemu spożywaniu alkoholu. I pewnie mieliby rację, gdyby przy okazji uznali fakt, że tendencja do uzależnienia kształtuje się już w okresie dzieciństwa, bądź dojrzewania. A okoliczności wywołujące picie, jakimi by nie były, są tylko usprawiedliwieniem dla sięgnięcia po alkohol. Adam opisuje tę kwestię w następujących słowach:

    Często myślałem, że jakoś to będzie. Nie radziłem sobie w życiu, w związku. Można powiedzieć, że moje doświadczenia były takie tyci tyci. Krótkie i nie zdążyło dojść do jakiś nieporozumień, kłótni. Od początku w relacji z moją żoną coś ukrywałem, nie mówiłem prawdy. Ale skąd to wyniosłem? Chyba już to wiemy. Sprzeciw mojej żony przeciwko mojemu piciu kończył się odwrotnym skutkiem. Jeszcze bardziej piłem mówiąc sobie: a co ja nie mogę? I tak coraz częściej aż przyszły takie długie ciągi. (...) Wcześniej czasami też potrafiłem tak pomyśleć, że żona trochę za bardzo kontroluje moje picie. Moja rodzina to potwierdzała. Alkoholikowi tylko w to graj. Daj mu byle jaki powód i będzie pił czując się usprawiedliwiony. (...) Wolałem chlać i gadać o tym, że żona nie pozwoliła mi wypić piwa, niż zająć się prawdziwymi problemami. Jakie to żałosne.

Mówi się, że dopiero kiedy człowiek sięgnie zupełnego dna ma możliwość odbić się od niego i rozpocząć nowe życie. Bez tego szanse na wytrzeźwienie są bardzo małe. W momencie, kiedy alkoholik uświadomi sobie, że stracił już wiele (czasem wszystko), uświadamia sobie, że ma dwie możliwości: albo się podniesie, albo umrze. Adam opisuje to tak:

    Czasami myślę, że nigdy nic mi już w życiu nie wyjdzie. Miałem jedną szansę na szczęśliwe małżeństwo. Zmarnowałem tą szansę. Na więcej takich szans nie zasługuję. Nie użalam się nad sobą. Niestety taka jest prawda. Smutna prawda alkoholika. (...) Rozumiem i widzę to wszystko przed oczami. Wszystkie swoje chlania, obietnice, złe wybory. To wszystko jest naprawdę straszne. Nie chcę już żyć w ten sposób. Nie chcę sobie i mojej żonie marnować życia.

Od czasu pierwszego wydania w 1992 roku głośnej książki prof. Jerzego Osiatyńskiego na temat alkoholizmu "Grzech czy choroba" nie zastanawiamy się już, czy alkoholizm rzeczywiście jest chorobą, czy może po prostu słabością (albo wręcz grzechem). Uzależnienie od alkoholu znajduje się w obowiązującej w Polsce Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10 i oznaczone jest symbolem F-10.2. Bez względu jednak na to jakie jest jego podłoże, alkoholizm (czy też choroba alkoholowa) nie wyklucza możliwości prowadzenia normalnego, szczęśliwego życia. Przykładem na to są słowa Adama, które stają się podsumowaniem dla niniejszych rozważań i które niosą nadzieję oraz wskazują na istniejące możliwości:

    Jeśli alkoholik pozostanie trzeźwy może być naprawdę szczęśliwym człowiekiem. A wszystko siedzi w jego głowie i od jego wyborów zależy wszystko. (...) Poza alkoholem nie mamy żadnych ograniczeń. Mamy ręce, nogi, dobry wzrok. Nasza choroba nam w niczym nie przeszkadza.



    Autorka jest pedagogiem specjalnym, absolwentką Uniwersytetu Gdańskiego, animatorem społecznym, felietonistką, publicystką, pasjonatką psychoanalizy.




Opublikowano: 2017-02-18



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu