Artykuł

Anna Monik

Anna Monik

W co gra Dziecko na salonach? Analiza transakcyjna gier towarzyskich wg Erica Berne'a


    Zdarza Wam się czasem patrzeć ze zdziwieniem na poczynania osób świeżo poznanych na imprezie? A może macie własny zestaw stałych zachowań, które serwujecie w towarzystwie jeszcze przed pierwszym drinkiem, tylko nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy? Z pozoru wydawać by się mogło, że celem takich działań jest zbudowanie wizerunku intelektualisty czy duszy towarzystwa albo zaskarbienie sobie sympatii nowych znajomych. Ale czy na pewno?

Stanowczo nie zgodził by się z tym Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej. Jego zdaniem życie społeczne zbudowane jest z 4 typów transakcji (interakcji międzyludzkich). Upływa zatem na powielaniu procedur (opartych na analizie prawdopodobieństwa zdarzeń), rytuałów (opartych na czynnikach zewnętrznych), uprawianiu rozrywek (strukturalizujących czas) i gier. W trakcie transakcji przyjmujemy postawę Dziecka, Dorosłego lub Rodzica, co w dużej mierze determinuje skrypt naszego zachowania i jego motywy. Z rozgrywką między trzema stanami Ja mamy właśnie do czynienia na parapetówkach czy imprezach firmowych:
  • Dziecko to stan Ja, w którym postępujemy i odczuwamy podobnie, jak czyniliśmy to w dzieciństwie. Jeśli spuszczasz głowę, słysząc negatywną uwagę od szefa lub robisz komuś kawał, to znaczy, że kontrolę przejęło w Tobie Dziecko.
  • Rodzic to Ja pouczające, krytykujące, pilnujące zasad, wydające nakazy, ale także opiekuńcze i pobłażliwe. Jeśli instruujesz swojego partnera życiowego, jak ma zachowywać się w obecności teściów czy podczas wizyty u lekarza, to znaczy, że jesteś pod silnym wpływem Rodzica.
  • Dorosły to Ja odpowiedzialne, konstruktywne i obiektywne, które zawsze podejmuje racjonalne decyzje, oparte na logicznej analizie. Jeśli zastanawiasz się, jak rozwiązać konflikt interesów między kontrahentami, to znaczy, że jesteś właśnie typowym Dorosłym.

Każdy z nas nosi w sobie te trzy twarze i używa ich na co dzień, co szczególnie widoczne jest w grach.

    "Grą nazywamy serię komplementarnych transakcji ukrytych prowadzących do dobrze określonego, dającego się przewidzieć wyniku. Mówiąc bardziej opisowo, jest to okresowy, często powtarzający się zestaw transakcji, pozornie bez zarzutu, o utajonej motywacji, czy też bardziej potocznie, seria posunięć z pułapką albo "sztuczką". Gdy wyraźnie różnią się od procedur, rytuałów i rozrywek dzięki dwóm podstawowym właściwościom: (1) swojej ukrytej jakości, (2) wypłacie.
    Procedury mogą być udane, rytuały skuteczne, a rozrywki korzystne, lecz wszystkie one są z definicji szczere; mogą pociągać za sobą rywalizację, ale nie konflikt, a ich zakończenie może być sensacyjne, lecz nie dramatyczne. Każda gra jest natomiast w swoim założeniu nieuczciwa, a wynik ma wydźwięk dramatyczny, a nie jedynie ekscytujący" [1].

Berne identyfikuje szeroki wachlarz gier, dzieląc je na m.in. na gry życiowe, małżeńskie, seksualne, terapeutyczne czy konstruktywne. Przyjrzyjmy się zatem zestawowi przypisanemu do działu gier towarzyskich.

Jakie gry możemy zdemaskować podczas pierwszych transakcji z kimś?

Wada


    "Skoro jest ładna, to pewnie głupia".
    "Nie czytał Bułhakowa".
    "Przecież ta kiecka kompletnie nie pasuje do tej bluzki".
    "Nie potrafi się całować".

Słyszysz czasem podobne komentarze w swojej głowie? Prawdopodobnie to Twoje depresyjne Dziecko przejęło nad Tobą kontrolę, krzycząc "Jestem do niczego". Potem dopuściło do głosu Rodzica, który protekcjonalnie zadecydował, że to pewnie "Oni są do niczego". Oznacza to, że nie czujesz się dobrze, gdy nie znajdziesz jakiejś wady u nowopoznanej osoby. Berne twierdzi, że ta gra służy nie tylko dowartościowaniu się, ale także jest mechanizmem obronnym przed ujawnieniem wad samego gracza. Innymi słowy poprawiasz sobie humor, przypisując innym różne mankamenty, chociaż nie masz do tego obiektywnych podstaw.

Szarmancki


    A: "Pięknie Pani wygląda w tym świetle".
    B: "Dziękuję. Jaki Pan miły".

To mógłby być dialog zarówno z Dumy i Uprzedzenia, jak i z podrzędnego pubu w wielkim mieście. Być może pan Darcy uprawiał Szarmanckiego jeszcze przed nazwaniem tego zjawiska przez samego Berne. O co chodzi tym razem?

Wydawać by się mogło, że to po prostu bardziej wysublimowana forma podrywu. Nic bardziej mylnego. Bardzo często tę grę uprawiają żonaci, młodzi i atrakcyjni mężczyźni, którzy w żadnym przypadku nie dążą do uwiedzenia partnerki. Wyrażają zachwyt nad kobiecą urodą po to, by zdobyć uznanie dla swojego talentu do komplementowania. Wcale nie chcą zrobić wrażenia na samej kobiecie, bardziej zależy im na przychylnej reakcji publiczności i połechtaniu własnego ego.

Na poziomie społecznym komunikacja przebiega tak:
    Dorosły (mężczyzna): "Zobaczysz, że potrafię sprawić ci przyjemność".
    Dorosły (kobieta): "Och, faktycznie dzięki Tobie poczułam się dobrze".

Natomiast na poziomie psychologicznym wygląda to inaczej:
    Dziecko (mężczyzna): "Posłuchaj, jak pięknie mówię."
    Dziecko (kobieta): "Och, jaki z ciebie poeta!"

Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni potrafią być czarujący, bez względu na faktyczne motywy.

Spryt


W dużym uproszczeniu gra ta polega na robieniu bałaganu, a następnie przepraszaniu. Brzmi mało sensownie? Sprawdźmy.

Para znajomych przychodzi w odwiedziny do Twojego nowiusieńkiego mieszkania. W trakcie kolacji facet przyjaciółki wylewa czerwone wino na jasny dywan. Jako gospodarz w pierwszym odruchu masz ochotę obrzucić go kilkoma inwektywami, ale coś Cię powstrzymuje. Nie jest to tylko i wyłącznie dobre wychowanie. Tak naprawdę nie chcesz okazać gniewu, żeby nie dać delikwentowi poczucia wygranej. Winowajca przeprasza, Ty lekko podirytowanym tonem przyjmujesz akt jego skruchy. Chwilę później gość wywala talerz z tłustym mięsiwem, które ląduje na dywanie i nowych panelach. Przy okazji wypala tez papierosem dziurę w fotelu.

Dziecko Twojego gościa jest usatysfakcjonowane z przedniej zabawy w zniszczenia, zaś Twój Dorosły dał heroiczny pokaz samokontroli. Gdybyś pozwolił się ponieść negatywnym emocjom dałbyś przeciwnikowi powód do odwzajemniania niechęci. Pozornie więc (paradygmat społeczny) komunikacja odbywa się na płaszczyźnie Dorosły-Dorosły:
    Dorosły: "Ponieważ jestem uprzejmy, ty również musisz zachować się uprzejmie".
    Dorosły: "Dobrze, wybaczam Ci".

A w praktyce oznacza (paradygmat psychologiczny):
    Dziecko: "Musisz wybaczać mi to, co zdarza mi się niechcący."
    Rodzic: "Masz rację. Muszę Ci pokazać, co to są dobre maniery."

W końcu to Ty sam zaprosiłeś gościa, więc bierzesz odpowiedzialność za to, że okazał się sprytny. Poza tym zależy Ci na dobrej relacji z przyjaciółką, więc nie spalisz z nim mostów.

Dlaczego ty nie - tak, ale


Przypominasz sobie podobną wymianę zdań z Twoim udziałem?

    A: Mój mąż z upiera się, żeby gotować dla całej rodziny, ale jego potrawy nigdy nie są smaczne.
    B: Dlaczego nie zapiszesz go na kurs gotowania?
    A: Tak, ale on nie ma na to czasu.
    C: Dlaczego nie pokażesz mu sama, jak przyrządzasz jedzenie?
    A: Tak, ale on i tak robi wszystko, jak uważa.
    D: Dlaczego nie kupisz mu książki kucharskiej dla początkujących?
    A: Tak, ale on nie lubi korzystać z poradników.
    E: Dlaczego po prostu nie zaakceptujesz, tego że się stara, z nadzieją, że się w końcu wyrobi?
    A: Tak, ale tego się nie da przełknąć!

Chwila milczenia. Wreszcie jedna z koleżanek kwituje: "Tacy to są nasi mężczyźni ? zawsze starają się dowieść, jacy są sprawni". Wytrawny gracz odrzuci wszystkie porady, bez względu na to, czy są trafne, czy nie. Odnosi zwycięstwo, gdy towarzysze wreszcie pasują. Jaki więc jest prawdziwy sens żalenia się na forum? Z pewnością nie poszukiwanie informacji czy rozwiązań, chodzi o uspokojenie i wynagrodzenie Dziecka.

Znowu na poziomie społecznym wydaje się, że to konwersacja Dorosłych, podczas kiedy na poziomie psychologicznym mamy do czynienia z bezradnym Dzieckiem, nie potrafiącym sprostać sytuacji, któremu na ratunek przybywają mądrzy Rodzice:
    Rodzic: "Potrafię sprawić, że będziesz mi wdzięczny za pomoc."
    Dziecko: "No to spróbuj."

Gracz jest na ogół inteligentną bestią i istnieje mała szansa, że ktoś podsunie mu rozwiązanie, na które sam nie wpadł. Celem gry jest odrzucanie różnych propozycji (a nie przyjmowanie ich) i postawienie innych w roli niekompetentnych doradców. Co ciekawe, często osoby uprawiające tą grę w towarzystwie, przyjmują odwrotną rolę w kontaktach intymnych, z mężem czy żoną. To one są wówczas mądrym Rodzicem, a małżonek nieporadnym Dzieckiem.

Czy tylko dorośli potrafią być aż tak wyrachowani?

Otóż nie, dzieci w okresie przedszkolnym bacznie obserwują w co grają rodzice, często przejmując podobne wzorce. Zatem, jak może wyglądać taka gra w czasie niedzielnego obiadu?

Mały Adaś uskarża się na dokuczliwy ból brzucha, prosząc mamę, by pozwoliła mu pójść do swojego pokoju. Zatroskani rodzice wysyłają syna do łóżka. Chwilę później siostra Adasia, Ola, oznajmia mamie, że "ją też boli brzuch", licząc na podobne traktowanie.

Załóżmy, że rodzice pozwolili odejść Oli od stołu, a cała sytuacja powtarza się w przyszłości parokrotnie. Ola koduje sobie, że zawsze jak pozazdrości przywilejów konkurentowi, może powołać się na chorobę, by także zyskać jakieś dodatkowe korzyści. Kariera hipochondryka gwarantowana. A co jeśli rodzice zdemaskują jej zachowanie, prosząc by więcej nie udawała złego samopoczucia? rawdopodobnie więcej ich nie oszuka w podobnej sytuacji. Kariera hipochondryka zostanie udaremniona.

Berne uczula, że w procesie wychowania przykładamy dużą wagę do przekazywania procedur, rytuałów i rozrywek, często pomijając wątek gier. A przecież to właśnie biegłość w ich stosowaniu determinuje wykorzystanie szans, stwarzanych przez inne typy transakcji. Od tego, jakie gry wpoimy naszej pociesze w młodości zależeć może to, jak ułoży się jego małżeństwo czy kariera.

Człowiek jest uwikłany w sieć gier, które zazwyczaj nieświadomie uprawia każdego dnia. Jedyną droga do uwolnienia się od tej konwencji jest osiągniecie autonomii. Co to w praktyce oznacza? Po pierwsze, świadomość tj. "zdolność widzenia ekspresu do kawy i słyszenia śpiewu ptaków na własny sposób, a nie tak jak nas nauczono". Do drugie, spontaniczność, tj. wolność wyboru i wyrażania własnych uczuć, bez względu na wpojone reguły gry. Po trzecie, intymność, tj. bycie naturalnym Dzieckiem, z całą jego otwartością, ekspresyjnością i naiwnością, z dala od wyrafinowania czy sztuczności.

Osoby autonomiczne wciąż muszą walczyć o to, żeby nie wpaść w koleiny dawnych przyzwyczajeń. Tak czy siak, najważniejsze w grze pozostaje uzmysłowienie sobie, że jest się graczem. Dzięki temu łatwiej jest interpretować zachowania rodziny, znajomych, współpracowników i przede wszystkim nas samych. Niejednokrotnie możemy być zdziwieni tym, jakie cele tak naprawdę chcemy osiągnąć.



    Autorka jest absolwentką Wydziału Nauk Społecznych Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (tytuł licencjata z socjologii, spec. komunikacja społeczna), Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych (tytuł magistra stosunków międzynarodowych, spec. dyplomacja współczesna) oraz Kolegium Zarządzania i Finansów Szkoły Głównej Handlowej (studia podyplomowe z zarządzania projektami, spec. komunikacja w zespole projektowym).



Bibliografia


  • Berne, E. (1986). W co grają ludzie? Psychologia stosunków międzyludzkich. Warszawa: PWN.
  • Berne, E. (1998). "Dzień dobry" ... i co dalej? Psychologia ludzkiego przeznaczenia. Poznań: Dom Wydawniczy REBIS.




Opublikowano: 2018-05-31



Oceń artykuł:


Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł