Forum dyskusyjne

Sortuj:     Pokaż same tytuły wpisów w wątku
  • Mam 32 lata i nic nie osiągnąłem.

    Autor: nosacz88   Data: 2020-09-11, 07:26:16               Odpowiedz

    Postaram się nie być zbyt rozwlekłym.

    Pochodzę co prawda z miasta, ale z rodziny o wiejskiej mentalności. Tam już byłem rodzinnym "cwelem" już jako małe dziecko, zawsze bardziej w książkach, delikatniejszy, mało sportowy, wiecznie porównywany do "wzorów" z rodziny (a tam: ojciec mieszkający z rodzicami i bankrut, dziadki na wczesnych emeryturach, dorabiające publicznym kiblem, chora psychicznie ciotka, wujowie i kuzyni - sami "fizyczniacy" [bez pogardy z mojej strony] i jeden policjant).

    Podczas bankructwa ojca okazało się, że pojawiła się inna kobieta. Wraz z upadkiem działalności ojciec postanowił ułożyć sobie życie od nowa. Ponieważ zawsze musieliśmy mieszkać u jego rodziców, którzy codziennie dawali - dla własnej satysfakcji - dowody na to, jak bardzo w tym domu nic nie znaczymy, to matka dostała rozkaz wyjazdu. "Dzieci mogą zostać" - mam młodszą 6 lat siostrę - więc siłą rzeczy przeprowadziliśmy się z matką do jej rodzinnego miasta. 500 km na wschód. Jednego z najbiedniejszych w Polsce, na wskroś robotniczego, dookoła w każdą stronę głucha wieś (a mieszkaliśmy wcześniej w mieście wojewódzkim). Nie muszę dodawać

    Wszystko to się wydarzyło między 12 a 15 rokiem życia. Nie potrafiłem sobie z tymi wydarzeniami poradzić, zwłaszcza w nowym miejscu, gdzie nie znałem nikogo. W dodatku w momencie wyprowadzki byłem w ostatniej klasie gimnazjum. We wspomnianym okresie czasowym moje oceny uległy pogorszeniu, więc w nowym miejscu trafiłem do najgorszego gimnazjum, a stamtąd do najgorszego liceum, a stamtąd na najgorsze studia w stolicy województwa, do którego się przeniosłem. Czyli po gwałtownej zmianie kolejne gwałtowne zmiany i tak miałem 19 lat. Poszedłem na studia. Niestacjonarne. Szybko się okazało, że przeszłość dała o sobie znać - pierwsza sesja i wyleciałem ze studiów, coś się stało z mózgiem - wpadłem w apatię, straciłem 13 kilo w 3 miesiące, zacząłem ciąć się żyletami. Próbowałem zwierzyć się matce, usłyszałem, że chcę ją zabić, bo tnę się żyletami, a w ogóle po co się żalę, bo przecież "tak ładnie schudłem". Zacząłem palić. Pojechałem na truskawki do Szkocji. Nie znałem pracy w polu, wróciłem po 2 miesiącach mając 80 funtów (płacono na akord). Pamiętam pogardliwe spojrzenia ludzi, którzy tam dorastali i którzy pracę w polu znali od podszewki.

    Zmieniłem studia. Pojechałem na Erasmus (pieniądze zarobiłem pracując przez wakacje w fastfoodzie w Niemczech). Kosztowało mnie to rok studiów, niestety, humanistycznych, gdzie zacząłem nabierać nauczycielsko - urzędniczej mentalności. Z perspektywy czasu wiem, że próbowałem się asymilować do ludzi, którzy zakorzenieni w małomiasteczkowych i wiejskich strukturach zawsze wywęszą, że jesteś "inny" i będą się do ciebie odnosić z rezerwą.

    Studiów magisterskich nie skończyłem. Znalazłem niszę z klientami zza oceanu, która zaczęła się rozwijać i założyłem jednoosobową działalność. Tak się złożyło, że moje wykształcenie dało mi podstawy do wyzyskania tego momentu - uznałem, że pracując ciężko i kończąc zlecenia na czas, będę w stanie uzbierać na odmianę swojego losu. Od 19 roku życia wynajmowałem i nadal wynajmuję i w tych warunkach prowadziłem działalność. Niestety, moja ówczesna partnerka okazała się być "humanistką" (czyli nieinteligentnym leniem) w każdym calu - zacząłem wówczas mieć problemy ze zdrowiem i nie robiła nic, by mnie odciążyć, chociaż codziennie podkreślałem, że pracuję dzień i noc nie dla własnego komfortu, ale dla zaczęcia normalnego życia i podniesienia wykształcenia nas obojga. Ja wynajmowałem w mieście studiów, ona mieszkała na wsi u rodziców na pięterku praktycznie do 30-ki. Za każdym razem, kiedy obiecywała pomoc, ja jej wierzyłem, po czym "zapominała", a ja traciłem reputację u klientów, oszczędności ostatnich kilku miesięcy (a ZUS i podatek dochodowy dają w kość na wynajętym). Dziś wiem, że mną podświadomie gardziła, podobnie jak jej rodzice (notabene sami biedni, sprzątaczka i mechanik za najniższą krajową). Sama zarabiała najniższą krajową, ale mieszkając u rodziców, dokształcała się.

    Nie wytrzymałem. Dziewczynie powiedziałem, że jedziemy do stolicy razem, albo się rozstajemy. Pojechaliśmy. Tam większe koszta, więc myślałem, że jak zamieszkamy razem, to zaczniemy budować wspólną przyszłość - po 3 latach związku miałem dość "spotykania się", zwłaszcza, że mieliśmy już oboje po 29 lat.

    Pomyliłem się. Nie było żadnego "my", za to ja w momentach niewyrabiania się miałem jeszcze większe straty, a pracowałem jeszcze szybciej. Nie mogłem spać, rano budziłem się z brzęczącym mózgiem. Wpłynęło to na moją pracę, klienci poodchodzili, zarobki spadły. Byłej to nie obchodziło, bo "ona ma swoje". Wtedy powiedziałem "dość". Miałem 30 lat, byłem praktycznie bankrutem. Jedzenie na dworcach i ślęczenie na siedząco przez większość dnia dały się we znaki. Najpierw pojawiły się hemoroidy, potem szczelina odbytu, krew lała się bezustannie. Z powodu wzrostu wagi nabawiłem się zapalenia rozcięgien i przyczepów ścięgien Achillesa, co uniemożliwiało mi chodzenie. W takich warunkach w wieku 30 lat musiałem szukać dodatkowej pracy i trafiłem na słuchawkę.

    To było największe upokorzenie, cała prowincja spoza Warszawy tam trafia, 5 miesięcy uwsteczniania się (wcześniej 5 lat na swoim, więc kompletnie inne zwyczaje pracy). 8-9 godzin dziennie poza światem, na komputerach w pracy brak dostępu do internetu innego niż Wikipedia, telefon do szafki - ci klienci z działalności, którzy jeszcze byli, odeszli całkowicie. Postanowiłem próbować się "wskrzesić". Do pracy przychodziłem 3 godziny wcześniej z laptopem i w kuchni pracowałem nad indeksacjami źródeł archiwalnych, by dorobić do pensji i uzbierać pieniądze na ucieczkę stamtąd. Udało się, ale nadal byłem chory.

    Celem zmniejszenia kosztów przeniosłem się do ciemnego, zakratowanego pokoiku z 20-letnią rozpieszczoną córką prowincjonalnej klasy średniej i fanatyczki LGBT i "nowoczesnego" feminizmu. Podleczyłem bolące mięśnie lędźwiowe, pierwszy raz od półtorej roku wyspałem się, nie wstając w nocy do łazienki 10 razy (jak się okazało, to była też wina kamienia, o czym dalej). Wynająłem przestrzeń biurową, miałem dużo zleceń pisemnych, więc zeszłej zimy nie widziałem słońca przez jakieś 2 miesiące - wracałem do mieszkania o 6 rano, wychodziłem do "biura" o 16-17 i pracowałem całą noc. Uzbierałem pieniądze i wynająłem sam całe mieszkanie.

    Niestety, hemoroidy wróciły i zabieg plus jakieś 20 wizyt w ciągu kilku tygodni pochłonęły sporą część moich oszczędności. Jak już się podleczyłem, kupiłem rower. Pojeździłem 6 tygodni - pojechałem nim na pierwsze od dłuższego czasu indywidualne zlecenie. Po zameldowaniu się w hotelu, zszedłem coś zjeść. Złapał mnie ból. Jak się okazało, kamień w nerce. Trafiłem do szpitala i do zabiegu - wykryto zwężenie moczowodu i nie można było kamienia usunąć. Obudziłem się z cewnikiem między nerką a pęcherzem (trzymającym kamień), więc jakikolwiek ruch sprawia niewyobrażalny ból. Klient, dla którego tam pojechałem, uznał, że go oszukałem, idąc do szpitala, zamiast do archiwum - czyli strata, bo nawet nie zwrócił mi za nocleg. Sam innych prac wykonywać nie mogłem, bo do tego trzeba być w stanie chociaż normalnie usiąść, i ten ból, to gojenie się... 3 tygodnie później to samo w szpitalu w innej części Polski. Ta sama procedura, ten sam rezultat.

    W stolicy jestem sam (i wszędzie indziej też będę). Wynieść się stąd nie zamierzam, zresztą i tak fizycznie nie mogę. Poprosiłem rodziców o pomoc, której udzielili, ale dając mi do zrozumienia, że mają mnie za pasożyta, bo "w tym wieku to i to", dawali pseudo-rady w stylu "to nie mieszkaj w Warszawie, gdzie indziej jest taniej". Znajomi z pozostawionych za sobą prowincji nie rozumieją mojej sytuacji - jak to na prowincji, od zawsze żyją "w zagrodach", tak fizycznie, jak i mentalnie. Patrzą na mnie z pogardą, bo oni pozakładali rodziny, z pomocą rodziców pobudowali domy, a jako nastolatków mogli widzieć świat przez pryzmat balang i cielesności.

    Obecnie mam 32 lata. Pisząc to, dalej siedzę z cewnikiem - jest siódma rano, ale ból obudził mnie już o piątej. Muszę rozpocząć pracę znów na słuchawce, której start jednak ciągle przekładam - cewnik w każdej chwili może wymagać interwencji, no i jeszcze ten ból, niespodziewane momenty, kiedy trzeba pędzić do łazienki - nie mam zdrowia do pracy teraz na słuchawce, gdzie trzeba być ciągle "przykutym" do słuchawki. Oczywiście, owoce tylu lat pracy poszły na leczenie i będąc w tym wieku jadę na oparach tego, co przez poprzednich kilka lat wypracowałem. W dodatku pojawiło się nowe krwawienie, lekarz dał 3 opcje - wrzody, szczelina gdzieś wyżej albo nowotwór. Czekam na kolonoskopię.

    Dwa dni temu jechałem tramwajem przez most, z którego 2 lata wcześniej chciałem skoczyć, kiedy nie mogłem chodzić, zbankrutowałem, psychicznie byłem rozbity a przez telefon usłyszałem od rodziców i siostry, że to "nie ich problem" i "bo zachciało ci się mieszkać w Warszawie", a od najlepszego przyjaciela, że "masz 30 lat i trzeba było iść na etat a nie teraz narzekać, i to jeszcze w Warszawie mieszkając".

    Jednak się rozpisałem... pewnie mi napiszecie, że to żale skończonego życiowego frajera, użalającego się nad sobą. Nie dbam o to, sam wiem, jaką walkę przez te lata stoczyłem. Moim problemem jest autoagresja, bicie się po twarzy aż do ran, zagłuszanie bólem fizycznym jeszcze gorszego bólu psychicznego. Gardzę sobą. Próbuję się uczyć nowych rzeczy, które szybko odpuszczam stwierdzając, że "jestem za głupi. Ten post zacząłem pisać, kiedy znowu się pobiłem. I jeszcze ta niemoc, bo już 3 miesiąc siedzę w mieszkaniu i nie wychodzę z niego bez wyraźnego powodu, bo ból, bo krwawienie przy większym poruszaniu się... boję się, że skończę jako krwawiące, rakowe obciążenie dla rodziny, jeżeli nie będę w stanie samodzielnie funkcjonować, bo żadnej empatii z ich strony nie oczekuję. Wiem, że usłyszę tylko "bo w wieku 32 lat to mieszkanie, samochód, żona i wtedy można chorować". Przestałem już odpowiadać, że sami w tym wieku mieszkali u rodziców i nawet im się nie śniła wyprowadzka czy walka o przyszłość w miejscu z perspektywami. Siostra również mnie uważa za życiowego nieudacznika, bo "ona ma 26 lat i ma pieniądze" (choć wyszła za żyjącego prawie do trzydziestki w domu rodziców, a nie w bloku faceta, z którym jest od liceum - jednak kobiecą walutą w układaniu sobie życia jest tyłek, a nie wytrwałość.

    Czy naprawdę jestem takim życiowym przegrywem, za jakiego mnie wszyscy uważają? Również w stolicy ludzie w moim wieku mają już kariery, dochodowe biznesy a ja siedzę zacewnikowany i czeka mnie co najwyżej praca na słuchawce - ambitny plan uzbierania pieniędzy na uzupełnienie wykształcenia i dźwignięcia się przed 30 rokiem życia w nowym mieście nie wypalił, a mnie opuścili wszyscy...

    W tym momencie mam ochotę znowu sobie wpierdzielić i użyć na sobie kuchennego noża. Pewnie znowu nie znajdę odwagi...



    • RE: Mam 32 lata i nic nie osiągnąłem.

      Autor: fatum   Data: 2020-09-11, 10:12:26               Odpowiedz

      Poproś lekarza z którym masz teraz kontakt,by Ciebie wysłuchał i coś Ci doradził.Jeśli są tam też pielęgniarki,to i im opowiedz swoją historię i miejmy nadzieję,że coś Ci podpowiedzą.Może polecą Ci kontakt z innym lekarzem np.psychiatrą?Tak,czy inaczej zacznij od lekarza z którym masz teraz kontakt.Możesz nawet dać mu swoją komórkę,w której masz opis swojej sytuacji.Lekarz przeczyta,a Ty,jeśli zajdzie taka potrzeba to resztę opowieści uzupełnisz ustnie.Ważne,że możesz dać medykowi swoją komórkę z Twoimi zapiskami.Powodzenia.Napisz jeszcze,czy dostałeś pomoc i ogólnie co z Tobą będzie?Jesteś człowiekiem i należy Ci się pomoc i to nie ulega żadnej wątpliwości.



    • RE: Mam 32 lata i nic nie osiągnąłem.

      Autor: APatia   Data: 2020-09-11, 18:01:36               Odpowiedz

      Taaaaaa...
      Bo użycie kuchennego noża to najłatwiejsze rozwiązanie...
      A w życiu lekko nie ma.

      Nie pocieszę cię, bo na swój stan zdrowia sam sobie zapracowałeś. A jeśli chodzi o pomyłki co do partnerów, cóż... większość ludzi takie pomyłki przeżyło i to nie powód do robienia sobie krzywdy.

      Psycholog i psychiatra wskazany. TAK i psycholog i psychiatra.



      • RE: Mam 32 lata i nic nie osiągnąłem.

        Autor: Mirabelle   Data: 2020-09-11, 18:56:37               Odpowiedz

        Ogrom gniewu. Kolejny podobny wątek (zajrzałam do twoich wątków). To samo. Poczucie odrzucenia, gniew. Do ludzi (kobiety nie takie ,świat nie taki) Ty też siebie nie lubisz. Wciąż próbujesz polubić za pomocą osiągnięć ale wciąż za mało. Jestem nikim. Wciąż za mało. Gniew. Ucieczka przed nim w czynności osiągnięcia. Zajeżdżanie siebie aż do samounicestwienia (liczne schorzenia w tak młodym wieku). Odczuwam współczucie i trochę niechęci (oceny krytyczne wszystkich). Jak dla mnie z takim umysłem co nie zrobisz to i tak się dojedziesz i w końcu wykonczysz. Pewnie głęboka psychoterapia plus wyciągnięcie źródeł tego gniewu może by Cię uleczyło. Wydaje mi się że to skąd ten gniew pochodzi jest poza twoja świadomością. On tylko szuka punktów zaczepienia. To co widzisz wokół. Ale nie sięgasz tam gdzie trzeba. Smutno się Ciebie czyta. Ja bym skupiła się na tym by uleczyć twój umysł i twoje emocje. A to czy będziesz miał firmę czy coś to i tak na dłuższą metę nic Ci nie da bo się nie umiesz z niczego cieszyć. Zauważyłam że nic miłego ani pozytywnego (za co mógłbyś być wdzięczny i radosny) nie napisałeś. A pewnie były i takie sytuacje. Twój umysł koduje tylko to co kojarzy.mu się.z.gniewem. Wskazana psychoterapia. Pozdrawiam serdecznie



    • RE: Mam 32 lata i nic nie osiągnąłem.

      Autor: lovesalsa2   Data: 2020-09-12, 19:55:39               Odpowiedz

      czesc, przeczytalam od a do z. Pierwsze moje pytanie, jak to jest, ze pracujesz zacewnikowany? To chyba powazny zabieg i skoro masz bole powinienes byc na ZWOLNIENIU LEKARSKIM.

      Dwa, tak jak dziewczyny zauwazyly milosne porazki nie dotycza tylko Ciebie i ludzie codziennie przezywaja takie tragedie. Codziennie tez zakochuja sie, nawet majac 80 lat.

      Nie podoba mi sie to jak krytykujesz inne osoby. Ok, to srodowisko Cie denerwuje i tak tlumacze ten gniew. Spoko punkt wyjscia do zmiany i poszukania ludzi z ktorymi chcesz sie trzymac.

      Wiekszosc milionerow zbankrutowala chociaz raz w swoim zyciu. O co chodzi Ci z tymi osiagnieciami? Jestes inteligentny, aktywny, bierzesz sprawy w swoje rece. Mysle, ze sluchawka jest momentem przejsciowym.

      Mysle, ze pilnie potrzebujesz udac sie na zwolnienie lekarskie oraz zadbac o zdrowie i psychike.