Forum dyskusyjne

Jak pogodzić się z brzydotą?

Autor: Kubekherbaty   Data: 2021-10-01, 19:05:53               

Na wstępie zaznaczę, że nie chcę żadnych głupich tekstów typu "każda potwora znajdzie...", bo takie wiejskie porzekadła są bzdurami. Chcę konkretnej rady w konkretnymi problemie.
Jestem okropnie brzydka. Nigdy nikt się mną nie interesował, a mam już 23 lata. Nigdy nawet żaden chłopak na mnie nie spojrzał. Nie byłam nigdy na żadnej randce, nie całowałam się, nawet nie przytulałam. Jest mi z tego powodu bardzo przykro, tak po prostu, jakkolwiek infantylnie to brzmi. Nie mogę na siebie patrzeć. Mam gó...no zamiast twarzy. Nie mogę patrzeć na te wszystkie pary na ulicy czy w telewizji, irytują mnie nawet reklamy, czuję się niezręcznie, gdy widzę całujące albo obściskujące się pary. Wiem, że tak będzie całe życie. Na operacje mnie nie stać, zresztą lekarze to nie bogowie, pewnych rzeczy się nie przeskoczy, to są jednak geny. Nigdy nikogo nie poznam, nigdy nikogo nie będę mieć, nigdy nikt nie będzie mną zainteresowany, nigdy żaden facet na mnie nie spojrzy. To, co mogłam ze sobą zrobić, zrobiłam. Nie jest lepiej. Codziennie płaczę, ciągle o tym myślę, bo jest to zwyczajnie niesprawiedliwe i przykre. Nie rozumiem, dlaczego mnie to spotkało. Życie jest niesprawiedliwe. Chciałabym żyć normalnie, bez ciągłego myślenia o tym, że całe życie będę sama i że jestem tak brzydka, że nie mam szans na dosłownie nikogo. Chciałabym wyjść z domu ze świadomością oczywiście, że jestem maszkarą, ale bez tego palącego wstydu i przykrości, że ludzie się na mnie patrzą i myślą o mnie jako o paskudzie, pewnie nawet mi współczują, że jestem tak brzydka. W tym momencie naprawdę mam problemy z tym, żeby wyjść do ludzi, nawet do sklepu, unikam wzroku ludzi. Codziennie budzę się z płaczem. Codziennie płaczę, codziennie rozdziera mnie ten ból, jakkolwiek patetycznie i głupio to brzmi, codziennie zwyczajnie cierpię. Wiem, że nikogo nigdy nie będę mieć. Żadnego faceta. Ale to już nawet nie chodzi o to, chodzi o to, że jestem tak paskudną maszkarą i że mi to zwyczajnie przeszkadza w codziennym życiu, mierzi mnie to okropnie i sprawia, że codziennie płaczę, że czuję się bardzo źle, że nie mogę na siebie patrzeć i normalnie funkcjonować. Chciałabym pogodzić się z tym, jak wyglądam i że jestem brzydka. Po prostu. Chciałabym przechodzić nad tymi myślami, które i tak będą się przecież pojawiać i i tak będzie mi przykro z tego powodu, do porządku dziennego. Bez wylewania łez, bo to i tak niczego nie zmieni. Chciałabym myśleć, że jestem brzydka i że nigdy nie będę mieć żadnego faceta i już, bez tak wielkich emocji i tego nieznośnego bólu. Nie wiem, czy takie pogodzenie się ze swoim losem jest możliwe. Próbuję już chyba 10 lat. Ponad nawet. Do tej pory nie wyszło, jest coraz gorzej tak naprawdę, im jestem starsza, tym bardziej cierpię, co wydaje mi się logiczne. Starałam się zająć innymi dziedzinami życia, ale to nie pomogło. Co jednak jest dobre, pogodziłam się z tym, że nigdy nie założę rodziny, dzieci, choć muszę przyznać, że w zasadzie nigdy o tym nie marzyłam, zawsze stawiałam na karierę i edukację, nigdy nie chciałam być matką, może dlatego łatwiej przyszło mi się pogodzić w tym, że nigdy tego mieć nie będę, łatwiej mi było bez żadnego żalu z zrezygnować z tej roli i ogólnie z własnej rodziny. Jedyne, co dobre w tym wszystkim, to to, że nie przekażę tych okropnych genów dalej. Na mnie to cierpienie się skończy.
Wstydzę się o tym pisać, wstydzę się tego sama przed sobą, więc wstydzę się też iść z tym do psychologa. Zwłaszcza, że psycholog będzie chciał pracować nad moją samooceną, która jest jak najbardziej adekwatna do mojego wyglądu. Nie chcę pracy nad samooceną. Chcę się tylko pogodzić z tym, jak wyglądam, z tym, że jestem taka brzydka, że jestem paskudną maszkarą i z tym, że nie mam szans na bycie z jakimkolwiek facetem. Z tym, że nie mam co marzyć o tym, że jakikolwiek facet chociaż na mnie spojrzy, nie pisząc o zainteresowaniu się mną. Nikt by nie chciał mieć tak paskudnej dziewczyny z g... zamiast twarzy. Wiem, że tak jest, wiem że tak będzie i że moje łzy i zadręczanie się tym niczego nie zmieni. A jednak nie potrafię powstrzymać łez i nadal jest mi przykro, źle, nadal cierpię. Próbuję 10 lat i nie poradziłam sobie z tym sama. Chciałabym dostać od Was radę. Na pewno są tu osoby, które musiały się pogodzić ze swoją np niepełnosprawnością, ze swoimi chorobami czy innymi sytuacjami życiowymi. Jak to zrobiliście?
Na koniec wrócę do psychologa. Nie wiem, czy się odważę pójść i twarzą w twarz powiedzieć o tym wszystkim, bo jest mi naprawdę niezręcznie i źle o tym pisać,nawet myśleć, a co dopiero mówić to przed osobą, która mnie widzi i myśli "biedna dziewczyna, no faktycznie jest brzydka jak noc, ma całkowitą rację w tym,co mówi i czuje", stąd pytam Was o radę. Nie chcę też pracować nad swoją samooceną,a pewnie tylko to mi zaproponuje psycholog. Nawet, jeśli pomyśli to, co napisałam wyżej, to przecież mi tego nie powie i będzie wymuszać na mnie zmianę nastawienia, pracę nad samooceną, która jest adekwatna do mojej sytuacji i do mojego wyglądu. Nie chcę zmienić samooceny, chcę się tylko pogodzić z tym, jak wyglądam. Czy w ogóle jest szansa, że psycholog faktycznie pomoże mi w pogodzeniu się z tym zamiast wmawiać mi bzdury o niskiej samoocenie? Z góry dziękuję za pomoc.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku