Forum dyskusyjne

RE: Czy ja przesadzam?

Autor: Calmi   Data: 2022-06-18, 17:15:00               

Wloka
"Może się mylisz, a twój osąd jest skrzywiony przez własne doświadczenia? Wszędzie manipulanci."

Może tak być, ale raczej staram się czytać uważnie i ze zrozumieniem ,wiesz .

"To może zapytajmy Veronę czy sama postrzega swoje partnera jako manipulanta? Ok? "

Ok :)))

Chociaz jak dla mnie wystarczy tych info .Ty możesz nadal analizować i prosić o więcej ;)))

Verona

"Wielokrotnie z nim rozmawiałam, i spokojnie i ze złością.
On sobie zdaje sprawę że jest mamisynkiem, nie zaprzecza temu, ona też wspomina że starają się przeciąć pępowinę, ale to już tak długo trwa... Niby jest progres bo pomieszkuje u mnie i "już nie mówi mamie wszystkiego". Ale reszta bez zmian. Najczęściej jednak on bagatelizuje to co mówię, macha ręką, zmienia temat, albo mówi że przesadzam albo że mam tendencje do dramatyzowania.

On wspomina o ślubie i dziecku, a ja? Ja przestałam mu ufać, nie mówię mu wielu rzeczy, nie dzielę się swoimi myślami, uczuciami. Bo nie dostaje wtedy zrozumienia. Bo nie mam pewności czy to zostanie między nami. Mam do niego żal, czuję się zdradzana. I powoli powoli po prostu się do niego dystansuje.

I powiedzcie czy ja przesadzam? Jak widać nie ufam własnym odczuciom i szukam potwierdzenia na zewnątrz. " :




"Codzienne rozmowy telefoniczne 3-5 razy dziennie, obowiązkowo rano i przed snem. On zdaje jej relacje ze wszystkiego, co on robi, co my robimy. Matka musi o wszystkim wiedzieć ( bo całe życie jej o wszystkim mówił i tak jest do dziś).

Każda nasza kłótnia to od razu leciał do matki i ze szczegółami jej wszystko opowiadał.
Wiem że ona sama też go o wszystko wypytuje, jak przez całe życie.

Potrafi rzucić wszystko i lecieć do niej, nawet w sytuacjach które tego nie wymagają.
Ostatnio nie odbierała od niego telefonu przez pół godziny to wybiegł z pracy bo musi jechać sprawdzić co się dzieje z mamą. A ona po prostu zapomniała zabrać telefonu z domu.

Zdarzyło się, że przez tydzień się nie widzieliśmy bo mama miała ból głowy, a on jej nie zostawi nawet wtedy gdy ona złamie sobie paznokieć.

Wystarczy że mamie nieznacznie skoczy ciśnienie a on już panikuje i chce jechać na SOR.

Wielokrotnie były sytuacje kiedy zmienialiśmy nasze plany bo "mamie będzie przykro".

A on jak już jej czegoś odmówi, to potem ona jest obrażona a on wtedy ma takie straszne poczucie winy i jest taki przybity, że prosi mnie żebyśmy jednak zgodzili się na to co chce mama. A ja ulegam, a potem się wewnętrznie z tym gryzę i męczę, że kolejny nasz dzień spędzamy pod dyktando jego matki. On woli mnie do czegoś przekonać niż sprzeciwić się matce. Wiele razy robiłam coś na co nie miałam ochoty, tylko po to, że ona była zadowolona. Jego natomiast mój dyskomfort nie ruszał, mówił "nie przesadzaj, mama jest starsza".

Widujemy się z nią kilka razy w tygodniu. Czasem nawet codziennie. On co chwilę wymyśla powody żeby odwiedzić matkę. Szuka pretekstu.

Nie mówiąc już o tym, że podczas tych spotkań dużo się przytulają, stoją w objęciach. On ją całuje w czoło, we włosy. A ja stoje obok i nie wiem co ze sobą zrobić. I to nie jest sporadyczne, to jest nagminne.

Spotkania z nią często wyglądają tak, że siedzimy przy stole, oni wpatrzeni w siebie, z czułością, rozmawiają a ja z boku i nie zwracają na mnie uwagi. I te ich znaczące spojrzenia, błysk w oku, takie spojrzenia zarezerwowane tylko dla nich. (A takie spojrzenia i taką czułość powinien mieć tylko ze mną).

Albo idą do kuchni i coś sobie szeptają, tak żebym nie słyszała.

Albo on jak jest smutny to szybko dzwoni do matki bo musi usłyszeć jej głos, wtedy dopiero jest mu lepiej.

Jak wyjeżdża w podróż to po dotarciu do celu najpierw dzwoni do matki a potem do mnie. ("Bo mama się martwi. A Ty jesteś młodsza i możesz poczekać")

Po wyjściu od lekarza najpierw dzwoni do matki, potem do mnie.

Nie pozwala jej nigdzie samej autobusem pojechać, choć ona nie jest jeszcze starą kobietą (ma 70 lat). Jest zdrowa.

Oni o sobie mówią "my".

On bierze kąpiel a ona szoruje mu plecy.

Obydwoje nie chcemy mieć wesela, ale "mamie będzie przykro. Nie zrobię jej tego".

Wszystko by jej oddał, wszystko by dla niej zrobił.

Mam wrażenie że jestem im potrzebna jedynie po to, żeby urodzić IM dziecko. Im. Nie nam. Bo matka bardzo chce mieć wnuka.

Rozumiem, że rodzice są ważni w życiu, nie chcę go odseparować od matki, ale wydaje mi się, że w pewnym momencie relacje z rodzicami powinny ulec przemianie.

Czuję jakbym żyła w trójkącie.
Ta sytuacja z jego matką jest dla mnie nie do zniesienia. Wieczorami zamykam się w łazience i ryczę, bo słyszę jak rozmawia z nią przez telefon i mówi do niej czułym głosem, nie jak do matki, tylko tak jak mówi do mnie. I czuję się wtedy hmmm ...zdradzana? Wiem jak to brzmi, w końcu chodzi o jego matkę, ale tak się czuję, jak ta druga. Bo jestem tą drugą. Matka jest u niego na pierwszym miejscu. Jej zadowolenie, jej szczęście, jej komfort stawia ponad mnie i nasz związek. Najważniejsze żeby matka była zadowolona, potem reszta."

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku