Forum dyskusyjne

RE: Czy ja przesadzam?

Autor: verona1986   Data: 2022-08-09, 18:13:02               

Z góry przepraszam za chaotyczny post ale nie jestem w dobrej formie. W ogóle nie jestem w formie. Żadnej.


Dziękuje za wasze odpowiedzi. Kochani moi :)
Zawsze na posterunku.
Zawsze odpowiadacie na post.
Fajnie, że istniejecie.


Dziękuje, że nikt nie napisał, że w d... mi się poprzewracało i nie doceniam tego co mam.
Bo to by ZROZUMIENIEM nie było.

A Wy mi daliście zrozumienie. Zwłaszcza Mrruuu.
Poczułam się zrozumiana.
Więc wcale nie trzeba "być mną" żeby mnie rozumieć.
Trzeba "jedynie" myśleć szerzej, widzieć więcej.
A Wy tacy jesteście.
Natomiast moje realne otoczenie- nie.
Stąd brak zrozumienia w realnym życiu.


Wiecie co?
Zadałam sobie pytanie: czy ja chcę ŻYĆ czy ja chcę NIE ŻYĆ.
I odpowiedź padła jedynie taka, że na pewno nie chce NIE ŻYĆ.

Więc co mi zostało?

Więc jakie mam inne opcje niż po prostu dalej wstawać rano, wypełniać te wszystkie obowiązki, chodzić do pracy, etc.
Czyli odtwarzać jakieś schematy.
Bo ktoś kiedyś dawno dawno temu wymyślił sobie, że tak ma wyglądać życie i ja teraz muszę posłusznie to wszystko robić.
Ja tak nie chce. Czuję bunt.

Jakieś pomysły?

i jeszcze takie małe pytanko, raczej retoryczne, ale liczę na Wasze mądre głowy.
Czy da się zawrócić z tej duchowej ścieżki?
Czy da się jakoś wyłączyć te wieczne rozkminy, filozofowanie, zastanawianie się nad sensem życia?

Inni to sobie po prostu żyją i nic nie rozkminiają i im jest chyba łatwiej w życiu. Ja też tak chce.
Kurcze, dlaczego mi ma być trudniej bo przeczytałam ileś tam książek i zaczęłam się interesować rozwojem duchowym.
To nie fair!


Ale jak już muszę rozkminiać i nie ma innego wyjścia, to żebym miała sobie chociaż z kim podyskutować.
Czemu ja nie mam w swoim otoczeniu takiego Mrruu czy Fatum czy Calmii czy Mimbli czy Lustereczka?
Czemu?
:(
Wirtualnie mi nie wystarczacie.
Ja chce mieć takie mądre głowy na codzień.
A nie mam.
Skąd mam Was wziąć? :(

Dzisiaj muszę jeszcze odkurzyć, umyć podłogi, wyprasować sobie bluzkę na jutro do pracy.
Jezu, tak strasznie mi się nie chce tego wszystkiego robić
:(

A jutro muszę rano wstać i iść do pracy.
MUSZĘ bo mam w sobie poczucie obowiązku.
I w stosunku do tego też czuję bunt.
Czuję się zmuszana do robienia tych wszystkich obowiązków.

Weźcie coś zróbcie proszę :( :( :(

Bo moje zniechęcenie, apatia, zrezygnowanie osiągnęły już taki poziom, że na wszystkich warcze i ludzie boją się do mnie przychodzić/dzwonić.

A jak dzisiaj usłyszałam, że nie powinnam odmawiać spotkania z rodziną bo NIE WYPADA to szlag mnie trafił i rzuciłam słuchawką, wcześniej rzucając kilka mało przyjemnych słów.

Ciągle tylko: musisz, powinnaś, trzeba, wypada.


Zwariować można.


Weźcie się zlitujcie :(


Doszło do tego, że od dwóch tygodni, CODZIENNIE wieczorem robię sobie drinka.
Nie jakiegoś dużego bo kieliszek wódki i reszta soku w dużej szklance.
Ale jednak.
Czerwona lampka mi się świeci.

A ja nigdy przenigdy, słowo honoru, nie piłam alkoholu, może jakieś piwo raz w roku, i to malinowe. I to po namowach ze strony innych.
Zawsze byłam odwiecznym wrogiem alkoholu.
(Notabene, ja całe życie musiałam się tłumaczyć na spotkaniach towarzyskich dlaczego nie pije alkoholu.
To jest chore żeby trzeba było się tłumaczyć z niepicia alkoholu, a już z picia nie trzeba. Chore.)

No, a teraz dzień w dzień alkohol.
Tego jeszcze brakuje żebym została alkoholiczką :(
Boże, chyba bym się ze wstydu spaliła.


PS. Fatum, tak, możesz mieć rację że tym filozofowaniem przykrywam inny problem.
Nawet na pewno masz rację.
Tylko, że ja to sobie jeszcze powypieram trochę bo nie mam aktualnie siły się z niczym mierzyć.









Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku