Forum dyskusyjne

Kiedy serce zdominowało umysł

Autor: Michal1996   Data: 2022-12-19, 22:12:42               

Choć myślałem, że jestem człowiekiem bardzo stabilnym emocjonalnie, który potrafi poradzić sobie z największym problemem i to on stanowi zazwyczaj oparcie dla innych, to zwyczajnie się myliłem. Nadszedł moment w moim życiu, kiedy po prostu nie potrafię zapanować nad swoimi emocjami. Dzień, w którym logikę przykryło ślepe uczucie. W momencie pisania tego postu, jestem właśnie miesiąc po rozstaniu i choć umysłowo jestem świadomy, że to, co się stało jest dobre dla mnie, to smutek przedzkadza mi w normalnym funkcjonowaniu. Każdy dzień jest szary, ja sam stanowię destrukcyjną mieszkankę uczuć.

Wiosną tego roku związałem się z wieloletnią przyjaciólķą. Byliśmy bardzo dobrymi znajomymi, którzy rozmawiali o swoich problemach, fantastycznie spędzali czas i cieszyli się swoim towarzystwem. Pewnego dnia doszło jednak do przełomowego momentu. Spędziliśmy razem cały wieczór i podczas rozmowy stwierdziliśmy, że lubimy się trochę bardziej niż przyjaciele. Jako że oboje w tamtym momencie byliśmy stanu wolnego, stwierdziliśmy, że warto spróbować rozwinąć naszą relację. Znaliśmy ewentualne konsekwencje utracenia przyjaźni, w przypadku kiedy nam nie wyjdzie. Oboje byliśmy zdecydowani spróbować. Mimo że była miała za sobą długi związek, a ja przez dłuższy czas byłem wolnym elektronem mieliśmy podobne oczekiwania co do związku- przynajmniej tak nam się wydawało.

Pierwsze miesiące były fantastyczne. Cieszyliśmy się z bycia razem. Dużo rozmawialiśmy, podróżowaliśmy, troszczyliśmy się o siebie, dogadywaliśmy się w łóżku - było perfekcyjnie. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułem się naprawdę szczęśliwy. Byliśmy świadomi swoich negatywnych cech i cały czas rozmawialiśmy i polepszaliśmy swój związek. Po kilku miesiącach, a dokładniej 5, moja partnerka rozpoczęła tranformację? Chyba tak mogę to nazwać. Systematycznie z dnia na dzień stawała się mniej zaangażowana. Coraz rzadziej okazywała uczucia. Przestała interesować się moim samopoczuciem i tym, co dzieje się w moim życiu. Cały czas pytałem, czy coś się stało i czy takie zachowanie jest spowodowane moimi działaniami, których mogę nie być świadomy. Powiedziała, że to w niej tkwi problem i potrzebuje trochę więcej przestrzeni, żeby poukładać sobie nieco emocji z przeszłości. Uważam, że związek polega na kompromisach, więc postarałem się dać jej rzeczywiście więcej przestrzeni. Zająłem się sobą, starałem się jej nie zawracać głowy jeśli spotykała się ze znajomymi. Zrezygnowałem nawet ze swojej znacznie większej potrzeby bliskości i uczuciowości niż w jej przypadku. Jej oziębłość jednak coraz bardziej się nasilała. Zaczęła mnie przytłaczać i bardzo źle wpływała na moje samopoczucie. W pewnym momencie druga strona całkowicie zaprzestała jakiegokolwiek wyrażania emocji. Sporadycznie inicjowała rozmowy. Moje próby rozmowy (nawet banalne pytanie "jak bawiła się na wyjściu do teatru) kończyły się zdawkowymi odpowiedziami "dobrze", "fajnie". Po miesiącu takiego toksycznego funkcjonowania zainicjowałem rozmowę, w której powiedziałem o moim smutku z powodu jej zachowania i bólu, który odczuwam. Zapytalem nawet czy chce zakończyć relację, gdyż widzę, że jestem jej zupełnie obojętny - ta stwierdziła, że nie chce zrywać, ale muszę dać jej czas. Przepełniony złudną nadzieją podjąłem rozmowę po kolejnych tygodniach. Tym razem górę wzięła frustracja i powiedziałem, że ciezko mi tak funkcjonować i jeśli mam po prostu odsunąć się na bok, to niech mi to zakomunikuje i spróbujemy budować swoje życie osobno - tym razem również zadeklarowała, że nie chce zerwania. Niecały tydzień po rozmowie dostałem kolejną dawkę negatywnych emocji, braku szacunku i całkowitej oziębłości. Podjąłem kolejną rozmowę - ta zakończyła wszystko. Usłyszałem, że nic do mnie nie czuje i nie jest gotowa na związek. Faktycznie nasze potrzeby jak się okazało były nieco inne, lecz byłem starałem się maksymalnie dopasować do jej aktualnych potrzeb, oczekiwałem jednak minimalnego ukłonu w moją stronę. Zawiodłem się, że mimo ofiarowania mojej rezerwy czasu i rezygnacji ze swoich potrzeb zostałem tak szybko odpalony. Dziwiło mnie, że jak chwilę wcześniej deklarowała, że nie chce zerwać- nagle podjęła taką decyzję. Dodatkowo przytłoczył mnie fakt, że starałem się jak mogłem, nigdy jej nie zraniłem, starałem się zapewniać urozmaicenia i atrakcje w naszym związku zostałem odrzucony. Mimo wszystko rozstaliśmy się w bardzo dojrzały sposób. Otrzymałem szczere przeprosiny i wydawało mi się, że to wszystko minie.

Pierwsze dni były jednak fatalne. W życiu nie czułem takiej mieszanki skrajnych emocji. Kolejne tygodnie to już tylko przeplatająca się złość, smutek i żal. Rozmawiałem z bliskimi mi ludźmi. Uświadomiłem sobie, że lepiej, że związek się zakończył niż miałbym tkwić w toksyczności. Jestem świadomy, że nie mam sobie wiele do zarzucenia, jesli chodzi o zwiazek. Wszystkie kłopotliwe zachowania, które zresztą ma każdy starałem się zniwelować i wykluczyć - wydaje mi się, że skutecznie. Druga strona dostarczyła dużo więcej negatywnych emocji. Uświadomiłem sobie, że moja była nie jest wzorcem kobiety i człowiekiem, z ktorym będzie lekko szło się przez życie. Umysł zaakceptował ten fakt. Niemniej jednak od miesiąca każdy dzień rozpoczynam od myśli o niej. Jest też ostatnią rzeczą o jakiej myślę przed zaśnięciem - bezwarunkwo. Ciężko mi czerpać radość nawet z najprzyjmeniejszych rzeczy. Wszystko jest szare. Trwa to już od miesiąca. Cały czas o niej myślę i nie potrafię się jej pozbyć ze swojej głowy. Cierpię. Ona? Już od pierwszego dnia zaczęła funkcjonować jakby nigdy nic. Wydaje mi się, że nie ma w niej nawet najmniejszej zadry, najmniejszego żalu. To przytlacza. Mamy kontakt ze względu na wspólnych znajomych. Spotkaliśmy się kilka dni temu w ekipie i było bardzo normalnie. Cieszyłem się nawet z jej obecności. Pierwszy taż od dawna poczułem coś pozytywnego. Po powrocie do domu jednak znowu cień ostatniego miesiąca powrócił i dalej emocjonalny rollercoaster trwa.

Już sam nie wiem, czy łatwiej będzie się od niej całkowicie odciąć? Czy po prostu potrzebuję czasu żeby to przetrawić. Mimo bólu, który dostałem i świadomości, że nie jest kobietą, której potrzebuje, w głowie pojawiają mi się automatycznie plany na próbę jej odzyskania - bezwarunkowo. Powracają wspomnienia, a ja nie mogę się skupić na codziennosci. Być może na chwilę wypełniła pustkę i zabiła tkwiącą we mnie samotność (paradoksalnie mam wspaniałą rodzinę i wielu przyjaciół, ale czuję się dosyć samotnym człowiekiem. Może jest to efekt wieloletniego braku partnerki?) i to dlatego tak ciężko mi o niej zapomnieć? Nie wiem w sumie czego oczekuje od Was po tym wpisie. Chyba stworzyłem go, żeby po raz kolejny wyrzucić z siebie negatywne emocje.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku