Wątki na forum
Strona główna forumRegulamin forum
- O co chodzi? (8)
- Sinusoida emocjonalna i ciągłe wahania (1)
- Problemy w małżeństwie lub ze mną (5)
- Kursy/ terapie "Doktor miłość " (13)
- Niestabilność emocjonalna u partnerki (4)
- Tutaj są rozmowy o wszystkim i o wszys... (1204)
- Szukam bylego lub zawodowego psycholo... (2)
- Mroczna tajemnica (4)
- Czy to normalne? (4)
- Rozwód (2)
- Trauma córki (3)
- Początki depresji partnerki (3)
- Zwiazek z wdowa (32)
- Buu jakie to smutne , przepraszam (7)
- na rozdrożu ... (11)
- Wazny temat dla mnie (12)
- Dziwne zachowanie matki. (2)
- Renta/zasiłek a depresja (2)
- Wampir energetyczny w pracy (23)
- Ciąża córki (8)
Reklamy
Forum dyskusyjne
- Autor: basia04 Data: 2024-08-25, 19:26:33 Odpowiedz
Mam 20 lat. Jestem z moim partnerem od roku, ma dwójkę dzieci z poprzednich związków. Zawsze marzyło mi się aby założyć rodzinę (prędzej czy później), mimo, że chyba od zawsze nie lubię dzieci. Zawsze jednak chciałam mieć maleństwo, które mogłabym poznać z tym światem. Rozmawialiśmy jednak o tym, że jeśli zdarzy się ciąża, rozważymy jej przerwanie, bo fizycznie nie byłoby możliwości żebyśmy wychowywali dziecko wspólnie (odległość i praca, widujemy się 1 weekend miesięcznie i to tyle).
No i się zdarzyło, zrobiłam test, ale dla pewności poszłam do lekarza, od razu po jego potwierdzeniu ciąży pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było "muszę to przerwać, nie chcę tego, nie teraz". Zdjęcie USG od razu schowałam, w zasadzie widziałam je tylko podczas wizyty. Tak bardzo chciałam pozbyć się ciąży, że nie mogłam żyć ze sobą, płakałam praktycznie dzień i noc, fizycznie i psychicznie czułam się okropnie. Zrobiłam wszelkie potrzebne badania, umówiłam się na zabieg. Mój partner nie namawiał mnie na to, a wręcz stwierdził, że jeśli podejmę decyzję by tego nie robić, on to zaakceptuje. Pojechaliśmy razem za granicę, stało się. Do ostatniego momentu uważałam, że dobrze robię. Nadal uważam, że dobrze zrobiłam, choć jednocześnie mam ogromne poczucie straty, pustki. Przez cały ten czas czułam w sobie brak siły na chodzenie w ciąży, na bycie matką, chyba jestem po prostu słabym człowiekiem.
Bardzo dobrze wiem, że na to zasłużyłam i muszę ponieść konsekwencje, ale nie wiem co dalej robić, czy próbować się ratować czy po prostu odpuścić. Zasypiając czasami mam przed oczami to jak pielęgniarki wiozły mnie na salę zabiegową, to jak się obudziłam z narkozy po zabiegu, kiedy lekarz podchodził do mnie żeby to zrobić.
Boję się chodzić na plażę, na plac zabaw, bo patrząc na małe dzieci czy kobiety w ciąży za każdym razem przypominam sobie o tym, że mnie też to czekało, a ja z tego zrezygnowałam, bo przecież tego nie chciałam...
Również kiedy mój partner wspomina cokolwiek o swoich pociechach reaguję natychmiastowym smutkiem, a z nimi również czasami się spotykam, co nie jest dla mnie łatwe widząc ich więź z ojcem, który przecież mógł być też ojcem mojego dziecka.
Od jakiegoś czasu naprawdę nie chce mi się żyć, czuję jakbym straciła do tego wszystkie chęci. Wydaje mi się, że jestem zbyt tchórzliwa aby popełnić samobójstwo, ale boję się, że w końcu znajdę do tego odwagę, a niejednokrotnie trzymałam nóż przy ręku. Boję się również spraw łóżkowych, bo wiem, że kolejna wpadka da mi ogromne siły na odebranie sobie życia, a drugi raz na zabieg bym nie poszła.
Ciężko mi nazwać to co czuję, jednocześnie czuję ulgę, ale moje poczucie winy i straty naprawdę szybko rośnie. Zastanawiałam się długo nad pójściem do psychologa, ale obawiam się, że nie będę potrafiła wyrzucić z siebie wszystkiego, przez co jedynie stracę czas i pieniądze.
Nie wiem czy to odpowiednie miejsce na takie wywody, ale spróbuję.
Co powinnam dalej robić..? - Autor: Gerogina48 Data: 2024-10-23, 11:45:11 Odpowiedz
Nie wiem.... co powiedzieć. Chciałabym Cię jakoś pocieszyć... ale nie wiem jak.. :( Najlepszym rozwiązaniem w Twoim przypadku będzie po prostu terapia. Mam osobę w rodzinie, która usunęła ciążę... była nią moja babcia. Miała kilkoro dzieci... jedno po drugim. I jak z kolejnym okazało się, ze jest w ciąży, to ją usunęła, bo po prostu nie dałaby rady już wychować, nie było już stać na to ani mojej babcia ani mojego dziadka. Było im bardzo ciężko. Co uratowało moją babcię? A właściwie kto? Bóg... Ale to mówię jako osoba wierząca. Moja babcia zresztą też... Bardzo chciałabym Cię przytulić Basiu... Mam nadzieję, że dzisiaj jest coś trochę lepiej u Ciebie.