Porady psychologiczne

Jak mogę pomóc mężczyźnie z depresją?

Może zacznę od początku, relacja dotyczy mnie i partnera z którym spotykałam się przez ostatni rok. Poznaliśmy się przez internet, w zasadzie pierwsze spotkanie na żywo nastąpiło dopiero po upływie 3 miesięcznej korespondencji. Partner tłumaczył brak czasu na spotkanie dużym nawałem pracy i innych obowiązków. Podczas tego spotkania poinformował mnie, że od ponad 2 lat jest sam, że rozstał się z dziewczyną po wieloletnim związku, ale dalej utrzymują kontakt bo prowadzą ze sobą firmę. Tyle tylko, że była partnerka mieszka na drugim końcu Polski i w związku z tym ich kontakty ograniczają się tylko do telefonu, maila.

Do kolejnego naszego spotkania doszło znowu po upływie jakichś 3 miesięcy, mimo że już wcześniej planowaliśmy spotkania z których partner w ostatniej chwili się wycofywał, tłumacząc się różnymi wymówkami. Po upływie tych kilku miesięcy zaczęliśmy spotykać się już częściej i być ze sobą, choć i tak nie były to codzienne spotkania. Natomiast kontakt telefoniczny mieliśmy ze sobą codziennie i nasza relacja stawała się coraz bardziej zażyła. Dużo mi się zwierzał, opowiadał o swojej przeszłości i dzieciństwie, o tym że jego ojciec był alkoholikiem (podobnie jak mój), a matka popełniła samobójstwo gdy był mały. To że ograniczał w pewnym stopniu nasze spotkania na żywo, tłumaczył swoją trudną przeszłością i potrzebą czasu by zaufać i w pełni móc się przede mną otworzyć.

W międzyczasie dowiedziałam się też od niego, że jego była partnerka zaczęła się z kimś spotykać. Wówczas pojawiła się u mnie myśl, że może on zdecydował się na intensywniejsze spotkania ze mną tylko właśnie z tego względu. Gdy pytałam go o to zaprzeczał temu, tłumaczył mi że ich od dawna nic już nie łączy i że on nie chce do niej wracać. Starałam się być cierpliwa i czasem przymykałam oko na pewne sprawy, mimo że tak naprawdę nie do końca odpowiadał mi taki stan rzeczy, co wielokrotnie starałam się mu tłumaczyć, ale nie przynosiło to skutku, ponieważ on się w tym momencie zamykał w sobie, bądź przestawał na jakiś czas w ogóle odzywać. Wówczas dochodziło między nami do licznych "rozstań", ale i szybkich powrotów. Zazwyczaj po upływie ok. 2-3 tygodni ciszy pisał, że tęskni, że chce wrócić i dać nam kolejną szansę.

Pewnego razu doszło do sytuacji, że w dniu kiedy mieliśmy się spotkać nie odezwał się, a następnego dnia wylądował w szpitalu po zatruciu lekami. Tłumaczył, że stało się to przez zupełny przypadek, a w momencie gdy spytałam czy sytuacja miała jakikolwiek związek z jego byłą partnerką wszystkiemu zaprzeczył, wręcz twierdził że ona dla niego nie istnieje. A jak po chwili chciała odejść z ich firmy (wiem że już wtedy nie spotykała się z nikim), to powiedział że ją zatrzyma bo sam sobie nie poradzi z firmą i tak się stało.

Po jakimś czasie wróciliśmy z tym wszystkim do porządku dziennego, ja starałam się nie wracać do tej sytuacji, on też nie chciał o tym rozmawiać, wręcz bagatelizował to. Później planowaliśmy wspólne wakacje i mimo, że tak naprawdę to on zajął się w dużej mierze ich organizacją, to w ostatniej chwili zrezygnował, tłumacząc że ma jakąś blokadę (sam do końca nie wie z jakiego powodu) i że nie możemy być ze sobą. Udałam się na te wakacje ze znajomymi i już w trakcie pisał, że mnie kocha, że żałuje i że jak wrócę to że wszystko uda nam się naprawić, jeśli będę chciała.

Takie wahania towarzyszyły przez cały okres trwania naszego związku, co powoli doprowadzało mnie do frustracji i z pewnością nie dawało szczęścia. Miałam coraz mniejszą ochotę na kontynuowanie dalszej relacji w takiej formie i sama w końcu też zaczęłam ograniczać nasze spotkania, z myślą że może cokolwiek w tym czasie przemyśli i zmieni, a przede wszystkim nie podobał mi się ciągle pojawiający się temat jego byłej partnerki między nami. On cały czas zaprzeczał temu, a ich kontakty zawsze tłumaczył zwykłymi relacjami zawodowymi.

W końcu doszło ponownie do zdarzenia kiedy próbował targnąć się na swoje życie i dopiero po tym przyznał, że od długiego czasu ma depresję, że jego była partnerka zgnębiła go, że w ogóle nie ma do niego szacunku do tego stopnia, że już sobie nie radził i że w tym momencie tylko takie rozwiązanie widział. Natomiast już po kilku dniach tłumaczył ją i tak naprawdę winą za chwilę słabości obarczył siebie. W końcu uznał że chce iść do psychologa, bo chciałby normalnie żyć i założyć szczęśliwą rodzinę.

Jednak tylko na słowach się skończyło, bo ograniczył wizyty u specjalisty tylko do 2 wizyt w przeciągu kilku miesięcy. Moje próby pomocy i tłumaczenia, że relacja w której tkwi ze swoją byłą dziewczyną to toksyczny układ, który go wyniszcza i nie pozwala ułożyć życia na nowo, lekceważy a co najwyżej tłumaczy, że on już dawno z nią nie jest, że w ogóle się nie widują i że to ja nie potrafię tego zrozumieć.

Nie wiem już jak radzić sobie w tej sytuacji, zresztą sama się czasami dziwię jak to wszystko wytrzymałam, ale odpowiedź jest tylko jedna - mimo tego wszystkiego mnie bardzo na nim zależy, bo wiele razy też pokazał mi, że jest dobrym facetem, troskliwym, opiekuńczym, czułym i wrażliwym. Jest tylko problem tego toksycznego układu z jego byłą partnerką, z którego boi się zrezygnować, który go doszczętnie niszczy i nie pozwala ułożyć życia na nowo.

Nie wiem jednak jak dotrzeć do niego, czy w ogóle jest na to szansa i czy w zasadzie powinnam jeszcze cokolwiek robić? On tak jakby zupełnie zrezygnował z walki o swoje szczęście, stracił całą radość życia, zamknął się w domu, nie ma praktycznie żadnych znajomych. Nie ma w nim motywacji do tego by zawalczyć o lepsze jutro, życie i swoje szczęście. Nawet jeśli mówi, że cokolwiek zrobi, to kończy się to tylko na słowach a nie idą za tym żadne czyny. Często powtarza, że chce szczęśliwego życia, pełnej akceptacji i stabilności. Ale co z tego, gdy ja mu próbowałam to wszystko dawać, to on i tak to odrzucał, ponieważ blokuje go cały czas uzależnienie od byłej partnerki.

Czy jest jakiś sposób na to by pomóc takiemu człowiekowi? Czy warto jeszcze to robić (pomimo już wielu prób)? Czy lepiej dać sobie spokój i wyleczyć się z tej relacji? Czy w ogóle życie z taką osobą (nawet jeśli by wyszedł z tej toksycznej relacji) ma przyszłość? Czy w ogóle on coś do mnie naprawdę czuł, czy byłam tylko traktowana jako pocieszenie w tych trudnych momentach? Może trzeba dać czas temu wszystkiemu? A może w końcu położyć kres...?

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Po co ludzie łączą się w pary? Z socjobiologicznego punktu widzenia celem związku kobiety i mężczyzny jest przekazanie swoich genów potomstwu oraz przygotowanie go do samodzielnego życia w taki sposób, by zwiększyć jego szanse na przetrwanie. Kobiety na całym świecie zwracają zatem uwagę na te zewnętrzne cechy partnera, które wskazują na jego zdrowie i tężyznę fizyczną, jak również na takie cechy charakteru, które umożliwią stworzenie stabilnego związku i wspólne wychowywanie dzieci. Biorąc pod uwagę, że wychowanie jednego dziecka trwa prawie 20 lat, umiejętność mężczyzny zaangażowania się w stały związek, a także dbania o jego trwałość i stabilność nabiera dla kobiet szczególnego znaczenia.

Jak wynika z badań psychologów ewolucyjnych, większość kobiet na całym świecie poszukuje u mężczyzn takich cech jak stałość, odpowiedzialność, ambicja, pracowitość, zaangażowanie w związek, wierność (wyłączność seksualna), wsparcie emocjonalne, wycofywanie się z innych związków, wspólne planowanie przyszłości oraz poświęcanie wolnego czasu i energii (więcej na temat, czym kierują się kobiety, szukając odpowiedniego mężczyzny, znajdzie Pani w artykule Kingi Kocjan - "Kobiece strategie wyboru partnera").

Wbrew temu, co niekiedy sugeruje popkultura, nie jest celem związku ofiarowywanie przez jedną ze stron drugiej bezwarunkowej miłości (takiej, na jaką zwykle może liczyć małe dziecko ze strony rodzica).

Jeśli Pani celem byłoby trwanie w nieudanym związku na odległość i przeżywanie nieustannej huśtawki nastrojów, a także ratowanie swojego mężczyzny przed nim samym - to znalazła Pani odpowiednią do tego osobę.
;-)

Jeśli jednak Pani celem byłoby znalezienie mężczyzny odpowiedniego do zawarcia małżeństwa i wspólnego wychowania dzieci, to niestety opisywany przez Panią mężczyzna nie przejawia cech niezbędnych do takiego projektu. Nie wydaje się zaangażowany w ten związek, choć to deklaruje. Nie oferuje stabilności i poczucia bezpieczeństwa, ciągle zmieniając zdanie co do wspólnych planów na najbliższą przyszłość. Nie może być stabilności w związku, w którym co jakiś czas on zamyka się w sobie i izoluje od Pani. Nieprzypadkowo kilkakrotnie już przecież doszło do rozstań i nic nie wskazuje na to, by w przyszłości miało to się nie powtarzać. Także jego dwie próby samobójcze pozwalają wyobrazić sobie, w jakiej sytuacji znalazłaby się Pani, gdyby była Pani w ciąży lub miała z nim dzieci, a on popełniłby samobójstwo z powodu swoich problemów emocjonalnych.

Ponadto należy sądzić, że Pani mężczyzna nie jest wobec Pani szczery, a być może coś jeszcze ukrywa. Jego opowieści dotyczące byłej partnerki zawierają tyle sprzeczności, że wierzyć we wszystko to, co on opowiada byłoby obrazą zdrowego rozsądku. Trudno jest np. uwierzyć w zatrucie się tabletkami przez "nieszczęśliwy wypadek" i zapewne gdy on mówi Pani takie rzeczy, liczy na Pani naiwność. Nie można zatem mu zaufać, trudno zaś wyobrazić sobie udany związek bez wzajemnego zaufania.

Być może on mógłby się zmienić. Mógłby podjąć psychoterapię i/lub leczyć swoją depresję farmakologicznie. Wszystko jednak wskazuje na to, że on nie chce niczyjej pomocy, ani nie zamierza się zmieniać, dlatego nie można mu pomóc.

Pyta Pani o to, co on naprawdę do Pani czuł. Niestety, od niego nie dowiemy się prawdy i możemy jedynie spekulować. Być może była Pani plastrem na jego złamane serce po rozstaniu z jego byłą partnerką? Tak naprawdę, nie ma jednak większego znaczenia, co on czuł wobec Pani, skoro jego uczucia wobec Pani były zmienne jak pogoda, a jego cechy charakteru nie rokują, by nadawał się do małżeństwa.

Na koniec pyta Pani także, co może Pani dla niego zrobić. Obawiam się, że nic więcej. Bardzo trudno jest od razu przejść od miłości do przyjaźni. Raczej nie może być Pani jego (jednostronną) przyjaciółką, bo ciągle ma Pani nadzieję na związek z nim i dlatego nieustannie byłaby Pani narażona na frustrację.

Jeśli zdecydowałaby się Pani "odkochać", to należałoby pożegnać się z nim mailowo, poprosić, by nie pisał i nie dzwonił (poza jedną, pożegnalną odpowiedzią), a następnie zablokować jego numer telefoniczny i konto na Facebooku. Nie należy potem próbować śledzić jego konta, np. poprzez konto przyjaciółki, by dowiedzieć się, co u niego słuchać. Nie należy sprawdzać też, czy jest z kimś innym. Każdy kontakt z nim mógłby bowiem na nowo wzbudzać w Pani uczucia do niego.

Ludowa mądrość mówi "co z oczu to z serca". Zastosowanie się do tej zasady sprawia, że uczucia stopniowo wygasają. Po kilku tygodniach do kilku miesięcy od rozstania przychodzi ulga (a niekiedy także refleksja "co ja własciwie w nim widziałam?").

Po rozstaniu, zwłaszcza w tych chwilach, w których będzie Pani za nim tęsknić, polecam lektury następujących książek:

  • Robin Norwood - "Kobiety, które kochają za bardzo";
  • Greg Behrendt, Liz Tuccillo - "Nie zależy mu na tobie";
  • Argov Sherry - "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy".

Myślę też, że mogłaby Pani rozważyć udział w terapii dla dorosłych dzieci alkoholików (DDA), by w przyszłości unikać wchodzenia w związki bez perspektyw.

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia -
:-)
Bogusław Włodawiec



    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady