Porady psychologiczne

Żona wpada w panikę podczas moich wyjazdów służbowych. Co robić?

Przeglądałem internet w poszukiwaniu pomocy i natknąłem się na stronę "Psychologia.net.pl". Przeglądałem porady jakich udzielił i Pan i inne osoby. Niestety nie znalazłem tematu, który by dotyczył mojego problemu. Przedstawię go w kilku słowach.

Jestem żonaty od 13 lat i zasadniczo stanowimy zgodną, kochającą się rodzinę. Mamy 8-letnią córkę. Problem polega na tym, że moja żona bardzo się denerwuje, gdy gdzieś wyjeżdżam. Na pierwszy rzut oka wygląda, że nie jest to wielki problem. Napisałem, że żona się denerwuje... to za małe słowo. Żona schizuje...

Rzecz w tym, że staram się jak mogę unikać wszelkich wyjazdów. Niemniej charakter mojej pracy wymaga czasem podróży służbowych. Jest to w zakresie moich obowiązków.

Dla wyjaśnienia dodam, że problem nie dotyczy zazdrości. Nigdy nie dałem żonie powodów do takowej. Żona kreśli w głowie najrozmaitsze scenariusze katastroficzne. A że samolot się rozbije, a że będę miał wypadek na autostradzie, albo zostanę zastrzelony przez bliżej nieznanych terrorystów...

Sytuacja nie jest zabawna.

W przypadku mojego wyjazdu życie nasze zmienia się w piekło. Żona bez przerwy "suszy" mi głowę, żebym nie jechał. Szantażuje mnie, próbuje różnych form przekupstwa, zawsze są ostre słowa i kłótnie. Czasem nawet stawianie sprawy:"albo ja, albo wyjazd". Gdy już wyjadę, żona zjada garście tabletek uspokajających, a ja muszę się meldować telefonicznie co pół godziny... Nawet po szczęśliwym powrocie nerwowa atmosfera utrzymuje się przez kilka dni.

Co robić?? Jest na to jakaś rada???

Nie mogę zmienić pracy. A jedyne co mogę, to staram się ograniczać wyjazdy do minimum (jest to 2-3 razy w roku, na kilka dni) Podobna sytuacja jest nawet, gdy mam wyjechać tylko na jeden dzień, bez noclegu poza domem. Zmiana pracy niczego by nie dała, ponieważ w nowej pracy problem zapewne by powrócił.

Wszyscy znajomi wiedzą, że mamy taki problem i w rozmowach z nimi widzę, że jest to chora sytuacja.  Naprawdę nie wiem co robić...

Proszę o pomoc!

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Witam serdecznie,

Pana żona zapewne potrzebuje psychoterapii, by uporać się lękiem związanym z z wyjazdami służbowymi męża. Jeśli to, co jej dolega, to zaburzenia lękowe, to prawdopodobnie może się z tego wyleczyć. To ona jednak odpowiada za to, by sobie z tym poradzić, nie Pan.

Rozumiem, że współczuje Pan żonie i chciałby Pa ulżyć jej w cierpieniu, ale współczucie dla niej nie oznacza, że należy podporządkować swoje życie jej irracjonalnym obawom. Słusznie zatem nadal wyjeżdża Pan służbowo, mimo protestów żony.

Podczas wyjazdów służbowych może Pan telefonować do żony, by wyrazić zainteresowanie jej uczuciami i współczucie, nie ustępując jednak w zasadniczej sprawie. Jednak telefonowanie co pół godziny wydaje się przesadą.

Zapewne łatwiej byłoby żonie dalej Pana terroryzować, zamiast zmierzyć się ze swoimi problemami podczas psychoterapii, zacząć pracę nad sobą i się zmieniać. Sugerowałbym jednak, by zachęcał Pan żonę do podjęcia psychoterapii, jednocześnie nie ustępując w kwestii wyjazdów służbowych. Być może tylko tak będzie miała motywację do pracy nad sobą. Jeśli Pan podporządkowałby swoje życie nieuzasadnionym obawom żony, żona nie miałaby powodów, by się zmieniać, gdyż wówczas to Pan miałby problem, a nie ona.

Ludzie mają prawo unikać wyzwań i się nie rozwijać, tkwiąc bezproduktywnie w swoich strefach komfortu. Nie mają jednak prawa żądać, by inni z tego powodu rezygnowali dla nich z normalnego życia.

Nie ma nic złego w krótkich i okazjonalnych wyjazdach służbowych. Współczucie dla żony nie oznacza brania na siebie odpowiedzialności za jej problemy emocjonalne, podporządkowania im własnego życia, ani ułatwiania jej unikania podjęcia leczenia.

Oczywiście, gdyby chodziło np. o chorobę somatyczną żony, wymagającą opieki z Pana strony, należałoby zostać w domu, biorąc zwolnienie lekarskie na opiekę. Taka sytuacja w tym wypadku jednak nie ma miejsca.

Inną kwestią, która może zaciemniać postrzeganie całego problemu, jest stereotypowe wyobrażenie na temat sposobów okazywania miłości współmałżonkowi. Niektórym ludziom wydaje się, że wyolbrzymiony lęk o współmałżonka jest wyrazem wielkiej miłości. To niestety nie jest prawda. W rzeczywistości niekiedy przesadny lęk skrywa tylko tłumione, negatywne emocje wobec swoich bliskich, których jednostka w sobie nie akceptuje. Pod lękiem o męża może skrywać się np. stłumiona złość do swoich rodziców. Lęk taki może też wynikać z przekonania o własnej niezdolności do samodzielnego życia.

Podobnie, podporządkowanie się irracjonalnym żądaniom żony też nie byłoby wyrazem wielkiej miłości do niej. Mimo, że popkultura sugeruje, że miłość przejawia się robieniem głupstw dla ukochanej osoby. Choć w stanie zakochania wzrasta poziom dopaminy (podobnie jak podczas psychozy), przez co powiedzenie "oszaleć z miłości" zawiera w sobie ziarno prawdy, to jednak nie należy mylić zakochania z miłością. Miłość bynajmniej nie wymaga rezygnacji z kierowania się zdrowym rozsądkiem.

Pozdrawiam serdecznie -
:-)
Bogusław Włodawiec




    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady