Porady psychologiczne

Dzień z życia mężczyzny chorego na depresje...

Witam!

Na depresje leczę się od stycznia a choruję.... kto wie, pewnie od lat.

Dzień z życia mężczyzny chorego na depresje... Odczuwam silna potrzebę, żeby wyraźnie podzielić te dni może opisać dwa - jeden najgorszy a jeden najlepszy. Cierpię na „haj”, ale zdarzają się różne dni...

Zażywam Effectin 150g i po paru tygodniach czuję wyraźną poprawę i ulgę...

Dzień z depresja - kiedy jest bardzo źle.

Budzę się i pierwszą moją myślą jest coś niemiłego... Sam fakt, że zaczął się kolejny dzień sprawia mi ból. Ociągam się ze wstaniem, ponieważ sen daje kojącą nieświadomość. Codzienna rutyna pobudki, autobus... Wpatruję się w podłogę, nie ma żadnego wyraźnego powodu, abym odczuwał smutek, jednak on mnie przeszywa... Mam jak wielu ludzi problemy - ojciec chory na raka, kłopoty ze spłatą kredytu, samotność... wszystko to wypełnia mnie po brzegi, brak mi dystansu, po policzku ścieka łza.

W pracy jestem markotny, kolega pyta, czy ktoś umarł... zbywam go... czuję się nikim, w myślach mówię do siebie w złych słowach, smutek miesza się z nienawiścią, ale nie do świata, lecz do siebie - za słabość i niemoc, za nadwagę i wszystkie kosze, które zaliczyłem. Smutek i rozpacz, przyjemności nie sprawia nic. Zaczynam fantazjować na temat śmierci, zadaję sobie okrutne cierpienia, im okrutniejsze tym bardziej. Czuję, że zasługuję na cierpienie, bo jestem nikim... o śmierci będę myślał bez przerwy, cały dzień...

Kocham kobietę, która nie może mnie kochać. Miłość może narodzić się pomimo depresji, fakt, że ona ma męża komplikuje sprawę ale... miłość się rodzi... kiedyś powiedziała mi "szkoda że spóźniłeś się te parę lat, wyszłabym za ciebie bez mrugnięcia". Takich słów nie słyszy się często, a ja je usłyszałem i to nie raz... może dlatego pokochałem ją tak mocno... Wiem, że jest we mnie czułość, która do niej przemawia, lubi, kiedy okazuję jej uczucie, bo jest szczere i głębokie... Uczucie smutku jest zagłuszane, kiedy chodzimy na zakupy i śmiejemy się w restauracji. Jednak ja gasnę co sekundę... ona wie o mojej chorobie, ale nie rozumie... Nikt, kto tego nie czuje, nie zrozumie... Nie mam do niej pretensji, nasza relacja miała wiele kryzysów, ale trwa... nie cieszy mnie ten fakt... nic mnie nie cieszy, nawet najbardziej oczywista radość jest pokryta papierem ściernym, zimną blachą, szkłem... Leki niby działają, lepiej sypiam ale... ten smutek, rozpacz, świadomość, że jestem nieuleczalnie chory na depresję, że mam raka duszy, że nigdy nie będę miał ani żony, ani dzieci. Ta pewność mnie wypełnia, zdaję sobie sprawę, iż jest nieco irracjonalna, ale przepełnia mnie...Nie potrafię rozmawiać z ojcem, wiem, że umiera, ale trudno mi okazać mu współczucie... zbyt wiele nas dzieliło przez całe życie, pił i był taki... obcy, upatruję w nim przyczynę moich młodzieńczych emocjonalnych problemów, w których tkwi może ziarno tego, kim teraz jestem. Z mama i siostrą też czuję jakieś oddalenie... dziwne uczucie... Mama czasem dzwoni i płacze, że mnie kocha, że jestem jej ukochanym synem, ale to tylko słowa, nasze życie było takie proste i szare i nie miałem prawdziwego, szczęśliwego domu z ciepłym obiadem jedzonym wspólnie... wszystko było takie dziwne...

Z jednej strony płaczę na reklamach proszku do prania, mam silną potrzebę kochania, dawania, czułości... Kocham tę kobietę i myślę tylko o tym, aby zrobić jej herbatę, pomasować bolący kark, porozmawiać. Mam silne pragnienie dbania o nią, opiekowania się nią. Chcę jej mówić, że ładnie wygląda... Zadaję sobie pytanie, czy nie przesadzam... staram się przywrócić w sobie równowagę - to głupie kochać zamężną kobietę. Ale to trwa i trwa... obraz naszej miłości zmienia się, zbliżamy się i oddalamy, co doprowadza mnie do rozpaczy... ale trwamy jakoś przy sobie.

Z drugiej strony jest we mnie jakieś potworne zimno i niechęć... zawodzę w pracy, zawodzę przyjaciół (straciłem wszystkich). Jedzenie i spanie to jedyne, co mogę robić, wszystko inne sprawia ból... nie współczuję biednym, jestem niemiły dla ekspedientki w sklepie, kupuje bilet, jakbym był mordercą z wyrokiem. Ale to nie jest nienawiść do świata, to poczucie, ze okazywanie uczuć nie ma sensu, ze jestem martwym drzewem, między innymi drzewami, ukwieconymi i żywymi...

Dzień w pracy informatyka z depresją? Udaję, że pracuję, przerabiam stare projekty, wpatruję się w ekran i cierpię... Po pracy wracam do domy tym samym smutnym autobusem, kupuję bylejakie jedzenie (i tak nie ma smaku), wchodzę do domu i wrzucam parówki do garnka, kładę się... fizyczna ulga. Wokół straszny bałagan, ale w ogóle mi nie przeszkadza. Nie mam mebli, nie mam zasłon, to trochę chyba nienormalne, ale nie odczuwam potrzeby dbania ani o siebie ani o rzeczy wokół... to tylko materia a ja jestem tak bardzo od tego oddzielony... Nieważne, zupełnie nieważne... Zjadam parówki i znowu się kładę... Wybucham szlochem myśląc o tym, że ona mnie nie kocha, że mam długi, że jestem nikim. Placzę długo, zawodzę szlochem, jest naprawdę źle. Cierpię, bardzo cierpię. Nie wiem, czy mam prawo, czy mam powód, czuję się trochę winny, że jestem taki miękki. To potęguje tylko poczucie winy...

Dzień mija nijak... nie siadam do komputera i nie robię zamówionych zleceń... nie piszę opowiadania chociaż zacząłem... było o miłości, była to historia pary koni, które poznały się na wzgórzu...taka prosta historia ubrana w delikatne obrazowe słowa....

Zagłuszam się telewizją i grami, nie piszę, nie mówię, milczę. Mam smutne oczy, idę do lustra upewnić się - są bardzo smutne... rozpacz, a może i szaleństwo... Zasypiam późno myśląc o wszystkim naraz, złe myśli, myśli samobójcze stają się naprawdę natrętne. Marzy mi się, żeby ona przyszła i żebym mógł poczuć jej drobne ciało, żeby jej zapach przeniknął poduszkę już na zawsze. To takie proste, a nie może się zdarzyć. Płaczę, cierpię, zasypiam...

Dzień z depresja - kiedy jest dobrze

Budzę się wcześnie, uczucie wypoczęcia to jakaś nowość. Wstaję, po prostu wstaję, jadę do pracy, w jakimś neutralnym nastroju. W sklepie żartuję z panią sklepową, jakąż optyczną radość daje mi jej fantastycznie i celowo wyeksponowany biust. Żartuję, kupuje ulubiony jogurt. Czuje się całkiem dobrze, nawiązuję relację w mig, bo jestem jakiś wesoły. Ja w głębi duszy jestem cholernie wesoły i ciepły. Droga do pracy mija... no jakoś mija, czy to ważne... W pracy zauważam naszą nową koleżankę, zagaduję ją, nieważne, że trochę to ignoruje, lubię sobie poflirtować, to flirtuję.

Pracuje mi się łatwiej. Nie ma we mnie jakiegoś niebywałego entuzjazmu jednak - jest dużo lepiej. Rozmawiam z ludźmi normalnie i nie ma we mnie aż tyle cierpienia. Ono jest jak zły sen, czai się gdzieś na dnie świadomości, czasem dochodzi do głosu... Ale cieszy mnie to, że jestem, że robię program, umówiłem się na randkę z niedawno zapoznaną dziewczyną. Jak ja ją poznałem? Przecież miałem okrutnego doła, ale zdobyłem się na to, żeby zdobyć do niej telefon i... umówiłem się. Zgodziła się. Niebywałe! Strasznie mnie to dowartościowało.

W pracy wciąż nie jest lekko i w ogóle nie jest lekko, ale mam w sobie jakąś nadzieję i ciepło, wiarę w siebie i w to, że wszystko się zmienia. Żałuję każdego dnia spędzonego na płaczu, ale... leczę się, jest jakaś nadzieja na poprawę... czuję się lepiej i będzie coraz lepiej.

Umówiłem się z tą nową koleżanką, bo... marzy mi się jakaś normalność. Ona jest wolna i ja, ona jest naprawdę ładna i fajna. Proste historie są najlepsze, zupełnie jak jedzenie. Trzeba im tylko dodać szczypty "tajemniczego składnika". Czekam na wiosnę i na wspólne spacery, chciałbym się z nią spotykać i żebyśmy nawzajem byli dla siebie dobrzy. Chcę napisać książkę i nieważne, że kiepski ze mnie literat, mam na to taką wielką ochotę, a pisanie znów daje radość, jakby płynął we mnie prąd.

Wciąż czuję nad sobą jakiś rozciągający się cień, ale łatwiej mi go oszukać... cieszą mnie drobiazgi – ktoś daje mi swój jogurt w pracy, miła rozmowa, smak herbaty (koniecznie o zapachu wiśni).

Miłość nie ustępuje, ale miesza się z poczuciem, że sprawy są jakie są i będzie co ma być. Trwam w swoim uczuciu jednak już mnie tak nie zniewala, nie męczy, nie pęta. A ja myślę o tym, żeby wyjechać na wakacje, żeby uśmiechać się do staruszka sprzedającego mi wino w Hiszpanii, żeby zapamiętać kąt padania promieni słonecznych na twarz tej nowej dziewczyny, o poranku i przed zachodem słońca.

Uczucia są jak farby, a dzień to płótno. Możnaby znaleźć inne porównania, bardziej lub mniej trafne. Depresja to najgłębsza czerń, która wykracza poza ramy obrazu, wciąga wgłąb, gdzieś na dno kosmosu i w najczarniejsze rejony duszy. Nie wiem, co pozwoliło mi uratować siebie przed tą głębią. Pewnie leki, ich powolne, mechaniczne działanie na mój obolały od nieszczęść mózg. Czy to ważne, w jaki sposób? Działa a ja jestem jakiś nowy i inny. Jestem bez względu na to, jakie uczucia mnie wypełniają. Jestem ich naczyniem i muszę się nauczyć z nimi żyć. Musze być gotów na to, ze pewnie znów zacznie bardzo boleć, że to obrzydliwe poczucie pustki... nieważne...

Niedługo rozpoczynam psychoterapię, jak powiedziała moja pani psychiatra - jest mi niezbędna, bo inaczej sobie nie poradzę. Na pewno sobie nie poradzę z tą nienawiścią do siebie samego...

Zastępuję każdą złą myśl dobrą, staram się układać świat ziarnko po ziarnku. Najważniejsze, że są wokół mnie dobrzy ludzie, dzisiaj kolacja przy świecach a jutro może nieskończone szczęście, a może jakiś smutek. Życie nie da się ująć w jednym zdaniu, porównać do jednego owocu. Może jest jak pudełko czekoladek, jak loteria.

Odczuwam silnie swoją indywidualność i inność, ale uśmiecham się do niej. Mam ochotę dziwnie się ubierać i być bardzo egzaltowany. Tak dla zgrywy, tak dla siebie, żeby życie miało smak:)

Od jakiegoś tygodnia niestety są same te złe dni, coraz gorsze i gorsze. Może będzie Pani w stanie jakoś mnie naprostować?

Pozdrawiam -

Krzysztof

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Witam,

pisze Pan o natrętnych myślach, żeby się zabić, a z drugiej strony coś Pana tu trzyma - co to takiego? Co jest tym czymś?

Chciałby Pan, abym mogła jakoś Pana "naprostować" - naprostować na życie? Gdyby się udało gdybym "naprostowała", to co by się zmieniło w Pana życiu?

Jak rozumiem, obecnie przeważają te trudne dni, kiedy depresja "wciąga wgłąb, gdzieś na dno kosmosu i w najczarniejsze rejony duszy" - jak Pan sobie w takie dni radzi z tymi codziennymi czynnościami, jak pobudka, wyjście z domu, praca? Skąd Pan czerpie siły, żeby wstać, wyjść cos zrobić?

Dwie tendencje, dwa pragnienia ścierają się w Panu - pragnienie życia i pragnienie śmierci.

Chciałby Pan, abym stanęła po stronie tej cichej świadomości, która mówi w Panu "jestem człowiekiem jak każdy, bliska mi kobieta uważa mnie za kogoś niezwykłego, choroba minie, pamiętam jak było kiedyś, poddawanie się myślom depresyjnym jest chore, chciałbym być żywy i zdrowy". Chciałby Pan wzmocnić ten obszar siebie tak, aby stal się silniejszy od depresyjnych myśli i pomysłów. Proszę sobie wyobrazić skalę, gdzie 1 oznacza, że "moja cicha świadomość, że jestem jak każdy" jest bardzo cicha, a 10 oznacza, że ta świadomość jest tak głośna, że zagłusza depresyjne myśli, to na ile na takiej skali Pan by się ocenił dziś?

Druga obszar spraw to taki: skoro Pana depresja uniemożliwia Panu pracę, skoro grozi Panu utrata pracy, to dlaczego Pan nie weźmie zwolnienia - przecież depresja to choroba. Być może sensowne byłoby podjecie leczenia na oddziale dziennym. Czy rozmawiał Pan o tym ze swoim psychiatrą? No i co z psychoterapią - chodzi Pan gdzieś na psychoterapie - z tego, co Pan mówi potrzebuje Pan "sojuszników życia".

Pozdrawiam serdeczne –

Ela Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady