Porady psychologiczne

Dlaczego mam wrażenie, że on mnie wykorzystuje? Dlaczego mimo wielu prób nie potrafię od niego odejść?

Kocham człowieka. Poznaliśmy się, gdy i ja miałam jeszcze męża, ale odeszłam od niego, to był tak toksyczny związek, że działał źle na moją wówczas 5-letnią córeczkę Olę. Co ja mam robić kocham mojego Marka, wiem, że on kocha mnie, ale bardziej niż mnie kocha swoją córkę!! Jeszcze długo od niej nie odejdzie. A mi... Mi się wydaje, że gdybym znalazła jego następcę, godnego Niego (kulturalny, wykształcony, delikatny, inteligentny…) to zostawiłabym go. Ja nie chce żyć w samotności.

Co ja mam zrobić? Błagam, niech mi Pani odpowie na to pytanie, brnąć dalej w tę miłość, czy wypłakać miesiąc w poduszkę, ale zostawić moją, jak mniemam, największą miłość życia? Dlaczego mam wrażenie, że on mnie wykorzystuje? Dlaczego mimo wielu prób nie potrafię od niego odejść?

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Witam,
Jeśli chodzi o Pani sytuacje to mogę się podzielić różnymi skojarzeniami i refleksjami, jakie mi przychodzą do głowy, po tak pobieżnym opisie sytuacji.

Przykuło moją uwagę to, jak Pani sformułowała " partner jeszcze długo nie odejdzie od córki”, „Bardziej niż mnie kocha córkę" (w ciekawej relacji jest Pani partner ze swoja córka). Czy to Pani tak tłumaczy jego brak decyzji, czy to on tak to przedstawia? Z tego, co Pani pisze, to tak jakby stała Pani na rozdrożu. Oto przed Panią dwie drogi, dwie perspektywy:
- jedna - "brnąć dalej w tę miłość" (to kolejne ciekawe określenie "brnąć w miłość") z poczuciem wykorzystywania i z przekonaniem, że jest to „największa miłość mojego życia”, godzenie się na bycie tą drugą, nie jedyną... (i co jeszcze?);
- i druga droga - odejście, płacz w poduszkę przez miesiąc, życie w samotności.... (i co jeszcze?).

Pisze Pani „gdybym znalazła kogoś drugiego, jakiegoś następcę, to bym odeszła...”
Jak to jest...? Miała Pani męża, to nie był dobry związek. Pani mówi „działał toksycznie na moja córkę...” Na córkę... A na Panią? Jak był zły dla córki to był zły i dla Pani, jakoś łatwiej skupiać Pani uwagę na córkach? :-).

Drugi mężczyzna był lekarstwem na pierwszy związek. A teraz czuje się Pani wykorzystywana, coś przestaje w tym związku działać i kolejny związek ma być rozwiązaniem?

Gdy Pani wchodziła w ten obecny związek to, czego się Pani spodziewała? Na co miała Pani nadzieje? Co się Pani podobało w tej relacji?

„Dlaczego mimo wielu prób nie potrafię od niego odjeść?” - Podejmowała Pani próby odejścia? Co decydowało o tym, ze Pani odchodziła? Co decydowało o tym, ze Pani wracała? Co jest w tym związku, w tym mężczyźnie, co Panią zatrzymuje? Co jest, co Panią odpycha?

Pozdrawiam serdecznie –

Ela Kalinowska

Dziękuję bardzo za Pani reakcję :)

Decydując się na ten związek spodziewałam się, że będzie, tak jak mówił, dużo czasu poświęcał razem, ale nic się nie zmienia, od roku....Wciąż jestem tą trzecią... Mam tego właśnie dość, to jak wyzysk mojej osoby. Wydaje mi się, że powinien się określić. Mylę się? On się zasłania córką, ale skąd ja mam wiedzieć czy to prawda?

Odchodziłam, bowiem myślałam (chyba), że tym go zmuszę do podjęcia jakiś działań. A wracałam? Po prostu chyba go kocham. Nie wiem do końca czy tak jest. Przecież miłość jest bezwarunkowa, powinnam kochać i nie myśleć o niczym złym, jeśli to miłość prawdziwa wydaje mi się czasem, że mój upór w miłości do niego spowodowany jest tym, że ja po prostu nie chcę, by po tym wszystkim czuł się komfortowo, że to niesprawiedliwe, że ja mam płakać, a on odetchnie wreszcie, że już się nic nie wyda, już mu nic nie grozi...Boże, czy ja jestem zdrowa psychicznie?

A mój mąż nie był zły dla mojej córki. To mnie źle traktował. Wieczne podejrzenia, ubliżanie, szpiegowanie...Ehhh...Nie mogłam tego dłużej znieść

Błagam niech mi Pani powie, co ja mam zrobić. Mam zostawić mojego ukochanego? Jaką mam gwarancję, że on mnie kocha? Czy dziecko jest tak wielką przeszkodą, jeśli jemu zależy na własnym szczęściu?

Bardzo serdecznie pozdrawiam i proszę o jakąś radę o "pigułkę na spokój". :)


Witam,

Uśmiechnęłam się do tego "proszę o jakąś radę o "pigułkę na spokój":)" - tak dobrze rozumiem to Pani pragnienie, żeby szybko dobrze się poczuć. Niestety pisanie czy rozmawianie z psychologiem to wcale nie jest dobry sposób na to, aby szybko poczuć spokój. Od tego lepszy jest psychiatra ze swoimi szybko działającymi lekami. Rozmowa działa w zupełnie inny sposób.

Troche poważniej podchodząc do tego - czy to jest tak, że to, czego Pani chce to jest właśnie "spokój" - co to znaczy dla Pani "spokój", po czym Pani pozna ze jest Pani spokojniejsza? Poczuć spokój, to znaczy poczuć...................... (jak by Pani dokończyła to zdanie?)

Załóżmy, ze już poczuła Pani spokój - co się jeszcze zmieni? Co teraz będzie możliwe? Co będzie Pani mogła zrobić? Co jeszcze będzie Pani mogła poczuć? Co zmieni się w tym, co Pani myśli?

Prosi Pani o radę - czy już ktoś cos radził Pani w tej sprawie? Słyszała Pani już jakieś rady? Na ile były pomocne?

Żeby cos poradzić, to trzeba najpierw dobrze zrozumieć sytuację, a wiec prószę sprawdzić, czy dobrze to rozumiem:


  1. Jest Pani z mężczyzną, którego Pani kocha. "Ja kocham go, on kocha mnie."
  2. Nie jest Pani pewna, że to, co Pani czuje to jest miłość "chyba go kocham", bo czuje Pani jeszcze inne uczucia, które są czymś, co nie pasuje do słowa miłość. Jakie to uczucia? Co jeszcze czuje Pani poza miłością? Czasem wydaje się Pani, że to nie tyle miłość, co upór do tego, aby jemu zaburzyć komfort (jakie czucia, emocje są pod tym pragnieniem sprawiedliwości?)
  3. Nie jest też Pani pewna czy to, co on czuje, to miłość, bo robi takie rzeczy, które budzą Pani wątpliwości. Choćby to, że jest Pani cały czas na trzeciej pozycji. A wiec, kto jest na pierwszej? Kto jest na drugiej?
  4. Pani by chciała być na pierwszej pozycji. Co musiałoby się stać, żeby ze spokojem mogła Pani powiedzieć – „jestem pierwsza”? Jak wtedy mogłyby układać się jego relacje z córka? Patrząc na inne znane sobie przypadki osób po rozstaniach - jak oni układają sobie relacje z dziećmi? Czy to, że odeszli od partnerów znaczy, że odeszli od dzieci?. Pani wątpi, czy bycie na pierwszej pozycji jest możliwe? Spróbowała Pani zmusić go do podjęcia decyzji, ale groźba odejścia nie była skuteczna. Cierpliwe czekanie też nic nowego nie wniosło.

Czyli wygląda na to, że nie jest Pani pewna ani tego, że Pani kocha jego, ani tego, że on Panią kocha. Trudno się dziwić, że czuje się Pani zmieszana - nie czuje Pani spokoju, bo jest dużo niewiadomych, bo, jak sądzę, jest Pani u progu jakieś decyzji. To jest czas działania, poszukiwania odpowiedzi, rozeznawania się w swoich emocjach, pragnieniach celach - emocje są tu potrzebne. Emocje są energią napędzająca nasze działania.

Pozdrawiam serdecznie –

Ela Kalinowska

Witam Panią serdecznie

1. Czy ktoś radził? Tak, przyjaciółki twierdzą, że on mnie po prostu wykorzystuje, że przy mnie ma bezpieczną przystań na seks, ale nie zaryzykuje utraty domowego ciepełka.

2. Jakbym zdanie skończyła? Poczuć spokój to znaczy poczuć harmonię, oparcie w partnerze i pewność, że nie zostanę sama. Ja chyba po prostu zbyt długo jestem sama i być może jestem tego typu kobietą, która potrzebuje miłości i mężczyzny obok siebie. Wspólne śniadania, obiady dzielenie między sobą radości i trosk... :(

3. Co czuję poza miłością? Niekiedy złość, gdy poświęca mi za mało czasu, złość, gdy do mnie nie dzwoni (czuję to jako zaniedbywanie, jakby zdobył mnie i już się nie stara więcej, bo, po co?). Czuję złość, gdy tak bardzo podkreśla urodę swoich ubrań, jakby było w nim coś z narcyza. Stąd mój dylemat, czy to, co czuję to miłość, czy tylko zauroczenie i strach przed samotnością. Bo chyba prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie już od drugiej osoby niczego nie potrzebujemy.

4. Ma Pani rację, podjęłam decyzję o rozstaniu z nim, napisał mi sms-a o tej treści "Nigdy nie szukałem przygód i szukać nie będę. A to, co potrzebuję do szczęścia Ty mi dajesz i wierzę, że wbrew temu, co mówisz nic się nie zmieni :*" - czy to nie świadczy o jego wielkim egoizmie? I drugi, sms: "Ja się łatwo nie poddaję, ale póki, co z nogą w gipsie niewiele mogę uczynić, więc cierpliwie poczekam."

5.Mam wątpliwości, czy mnie kocha, (choć nie, gdy jesteśmy obok siebie, bo wtedy jego oczy, spojrzenia, uśmiechy mówią jasno – „kocham Cię”), ale czy ja mu się nie znudzę za 3 lata? I co ja wówczas uczynię, już nie jestem pierwszej młodości. Czy gdyby mnie tak naprawdę kochał, nie podjąłby decyzji o odejściu? Chyba by podjął, a on mi mówi, że czuje się odpowiedzialny za córkę i nie ma pojęcia, kiedy podejmie decyzję o odejściu z domu.

6.Czy zdaniem psychologa podświadomość jest tak silna jak ja wierzę, że jest? "Masz to, co mówisz, że masz, wystarczy tylko bardzo mocno chcieć" - proszę mi poradzić czy mam sobie to dalej wmawiać, czy to grozi tylko kolejnymi rozczarowaniami?

Bardzo Pani dziękuję za pomoc, kazała mi Pani zadać sobie wiele pytań, na które już dawno sama powinnam sobie zadać.


Witam,
Moje odpowiedzi w Pani tekście

1. Czy ktoś radził? Tak przyjaciółki twierdzą, że on mnie po prostu wykorzystuje, że przy mnie ma bezpieczną przystań na seks, ale nie zaryzykuje utraty domowego ciepełka.

Czyli koleżanki dostrzegają to, że Pani partner całkiem dobrze może się czuć, będąc w związku z dwiema kobietami jednocześnie. To bardzo prawdopodobne, często tak się dzieje. Pani jako kochanka daje mu coś innego niż to, co daje żona. Do tego samo prowadzenie podwójnego życia dostarcza wielu emocji, życie ustabilizowane jest w tym względzie o wiele nudniejsze. Być może gdyby udało się Pani doprowadzić do tego, że stałaby się Pani tą jedyną, to prawdopodobnie prędzej czy później pojawiłaby się ta druga.

2. Jakbym zdanie skończyła? Poczuć spokój to znaczy poczuć harmonię, oparcie w partnerze i pewność, że nie zostanę sama. Ja chyba po prostu zbyt długo jestem sama i być może jestem tego typu kobietą, która potrzebuje miłości i mężczyzny obok siebie. Wspólne śniadania, obiady dzielenie między sobą radości i trosk... :(

O... Z jednej strony mówi Pani, że boi się samotności, że chciałaby poczuć pewność, że nie zostanę sama, a z drugiej - mówi Pani, że długo była sama. Jak zatem radziła sobie Pani z samotnością? Kiedy był ostatnio taki moment, że ta samotność była trochę bardziej znośna? Czy teraz czuje się Pani samotna?

Z tego, co Pani mówi, to oczekuje pani od mężczyzny bycia razem w codzienności. Wspólne śniadania, obiady, kolacje... Co takiego jest teraz miedzy Wami, co pokazywałoby, że ta wspólna codzienność jest możliwa? Co takiego ma w sobie Pani partner, co takiego robi, że wierzy Pani, że on chce tego samego?

3. Co czuję poza miłością? Niekiedy złość, gdy poświęca mi za mało czasu, złość, gdy do mnie nie dzwoni (czuję to jako zaniedbywanie, jakby zdobył mnie i już się nie stara więcej, bo, po co?) Czuję złość, gdy tak bardzo podkreśla urodę swoich ubrań, jakby było w nim coś z narcyza. Stąd mój dylemat, czy to, co czuję to miłość, czy tylko zauroczenie i strach przed samotnością. Bo chyba prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie już od drugiej osoby niczego nie potrzebujemy.

Bardzo to ciekawe, co Pani mówi o miłości (właśnie chciałam Panią zapytać, co to jest dla Pani miłość?). Pani mówi miłość jest tam gdzie niczego nie potrzebujemy od drugiej osoby. Ja to rozumiem tak: Mogę kochać kogoś naprawdę, gdy będę potrafić sama dbać o siebie, zaspokajać swoje potrzeby, gdy będę dobrze się czuć sama ze sobą i będę mogła być szczęśliwa zarówno w związku, jak i w samotności. Potrafię zaakceptować swoja samotność.

A teraz na razie czuje Pani lęk przed samotnością i potrzebuje Pani mężczyzny, związku, żeby poczuć się szczęśliwa i spokojna.

Tak mi przyszło do głowy, ze zamiast szarpać się z tym - odejść, nie odejść - może lepiej zacząć prace nad sobą tak, aby mogło się zrobić miejsce dla miłości...? Może wtedy będzie Pani mogła lepiej zorientować się w tym, co Pani czuje wobec tego mężczyzny...

4. Ma Pani rację, podjęłam decyzję o rozstaniu z nim napisał mi sms-a o tej treści: "Nigdy nie szukałem przygód i szukać nie będę. A to, co potrzebę do szczęścia Ty mi dajesz i wierzę, że wbrew temu, co mówisz nic się nie zmieni :*" - czy to nie świadczy o jego wielkim egoizmie? I drugi, sms: "Ja się łatwo nie poddaję, ale póki, co z nogą w gipsie niewiele mogę uczynić, więc cierpliwie poczekam".

Czyli innymi słowy on mówi: "dobrze jest tak jak jest", "nic do szczęścia mi nie brakuje". Warto to usłyszeć, gdy Pani zastanawia się "czy dziecko może stanąć na drodze do szczęścia?" - Ale czyjego szczęścia? Dla Pani partnera dziecko jest właśnie elementem tego szczęścia - tu życie rodzinne, nieograniczony kontakt z dzieckiem, poczucie "jestem dobrym ojcem" stabilizacja, a jednocześnie emocje, ekscytacja ukrywaniem drugiej rzeczywistości i ta druga rzeczywistość z kochanką i udanym seksem. Pani atrakcyjność może być właśnie w tym, że nie jest Pani częścią jego codzienności. Jest Pani dniem świątecznym, chwilą, w której można wyskoczyć z tego, co zaczyna męczyć. Trochę jak wyjazd na wakacje, który pozwala oderwać się i zdystansować. Nie zdziwiłabym się, gdyby zdecydowanie walczył ("łatwo się nie poddaje") o utrzymanie tego układu.

5. Mam wątpliwości, czy mnie kocha, (choć nie, gdy jesteśmy obok siebie, bo wtedy jego oczy, spojrzenia, uśmiechy mówią jasno – „kocham Cię”), ale czy ja mu się nie znudzę za 3 lata? I co ja wówczas uczynię, już nie jestem pierwszej młodości. Czy gdyby mnie tak naprawdę kochał nie podjąłby decyzji o odejściu? Chyba by podjął, a on mi mówi, że czuje się odpowiedzialny za córkę i nie ma pojęcia, kiedy podejmie decyzję o odejściu z domu.

No cóż, to znowu zależy, co nazwiemy miłością. Gdyby Pani go o to zapytała "czy mnie kochasz" odpowiedziałby pewnie tak i mogłoby to być nawet głęboko szczere. Sama Pani mówi, że jego spojrzenia i całe ciało mówi "kocham" i pewnie tak jest. Wyobrażam sobie, że można to powiedzieć tak jak z pełnym przekonaniem mówi się na wakacjach "kocham to miejsce, tu jest pięknie, chciałbym tu zostać na zawsze..." Ale czy ktoś z nas decyduje się zostać na zawsze nad tym pięknym jeziorem w środku lasu...?

6. Czy zdaniem psychologa podświadomość jest tak silna jak ja wierzę, że jest? "Masz to, co mówisz, że masz, wystarczy tylko bardzo mocno chcieć" - proszę mi poradzić czy mam sobie to dalej wmawiać, czy to grozi tylko kolejnymi rozczarowaniami?

Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z ta podświadomością i jej siłą, ale raczej nie zgadzam się z twierdzeniem "masz to, co mówisz, że masz, wystarczy tylko bardzo mocno chcieć". Samo chcenie nic nikomu nie załatwiło. Żeby osiągnąć cel, nie wystarczy wiedzieć, gdzie on jest, trzeba jeszcze znaleźć drogę, zrobić pierwszy krok, drugi, trzeci, czwarty... Tysięczny... Trzeba cały czas iść, cały czas sprawdzać czy ta droga przybliża mnie do celu, trzeba się wycofywać z dróg, które tam nie prowadzą, trzeba być wytrwałym... Itd. I wtedy dopiero można mieć to, czego się pragnie.

A czasem są takie cele, że można iść i iść i się nie dojdzie, bo na ten szczyt nie ma drogi i cel jest nieosiągalny.

Schodzą z tych metafor, a wracając do Pani sytuacji - co jest Pani celem? Co Pani chce osiągnąć?
Chce Pani być z tym mężczyzna, ale być pierwszą, po to, aby móc dzielić z nim swoją codzienność, aby poczuć harmonię i spokój. Wygląda, że celem może być poczucie spokoju i harmonii, a związek z mężczyzną, a w szczególności związek z tym mężczyzną ma być drogą do tego celu. Czy to jest dobra droga? Czy w relacji z tym mężczyzną czuje Pani w sobie coraz większy spokój i harmonię? Czy w ogóle związek z mężczyzną jest dobrą drogą do tego celu (skoro, jak Pani mówi, skąd można mieć gwarancję, że związek się nie rozpadnie?).

A nie mówiłam, że rozmowa z psychologiem nie jest dobrą pigułką na spokój...:-)

Pozdrawiam i życzę owocnych przemyśleń –

Ela Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady