Porady psychologiczne

Zwykłe niepowodzenie powoduje u mnie czarną rozpacz...

Właściwie to nie wiem, od czego zacząć… W tej chwili mam 20 lat, niedawno zrezygnowałam ze studiów… i z całą pewnością potrzebuje pomocy… Ale zacznę może od początku… Moje dzieciństwo z pozoru wydawało się być szczęśliwe. Rodzinka zasiadająca co niedzielę przy jednym stole, uśmiechająca się do ludzi na ulicy, podążająca razem do kościoła. Ja - grzeczna, ułożona, ambitna dziewczynka, zbierająca świadectwa z czerwonym paskiem. Ale to tylko pozory… Właśnie to mnie najbardziej zawsze denerwowało… udawanie przez moich rodziców, że wszystko jest ok. i że jesteśmy jedną wielką kochającą się rodziną…

A tak naprawdę… mój ojciec jest alkoholikiem… fakt nie pije od paru lat, ale wcześniej nie stronił od alkoholu… Moje pierwsze wspomnienie z nim związane: byłam sama w domu, miałam parę latek… ojciec leżał pijany w przedpokoju… bałam się, że nie żyje. Zaczęłam rozpaczliwie wołać: "tato!", Następnie zaczęłam go szarpać, później nawet zaczęłam kopać…

Pamiętam ciągłe awantury w domu, strach, że coś mu się stanie np., że zamarznie gdzieś w zimie… Gdy miałam 10-11 lat, dowiedziałam się, że ojciec pobił moją matkę, gdy powiedziała mu, że jest ze mną w ciąży… Ale najgorsze było dla mnie to, że przez całe dzieciństwo czułam się beznadziejna i niepotrzebna. Mam 3 siostry starsze ode mnie o 7, 11 i 13 lat. Byłam takim "popychadłem", które niczego nie rozumie i nie powinno się w nic wtrącać. Czułam się bezradna, widząc rodzinne awantury, gdy ojciec groził np, że zabije moją siostrę, gdy próbowano go jakoś obezwładnić…

Rodzice nigdy nie okazywali mi swoich uczuć. Matka nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, nie przytuliła… przez to sama miałam ogromny problem z ich okazywaniem. Głupie przytulenie np. z przyjaciółką było dla mnie czymś koszmarnym… Teraz jest trochę lepiej… Ogólnie mam zły kontakt z rodzicami. Ojciec nigdy się mną nie interesował, nie wtrącał się w moje wychowanie, również nie rozmawiał ze mną. Natomiast jedyne tematy podejmowane przez moja matkę to: kościół, szkoła i jedzenie. Kościół - bo co ludzie powiedzą, jak jej córka nie będzie chodzić do kościoła, szkoła - bo co ludzie powiedzą, jak jej córka nie skończy studiów, jedzenie - zawsze byłam baaardzo szczupła - co ludzie powiedzą, jak jej córka wpadnie w anoreksje. Nigdy nie było ważne to, co ja czuję!

Co z tego, że przez 2 miesiące przeżywałam piekło i płakałam całymi dniami, bo nauczyciel wf "za bardzo mnie polubił". Całymi dniami płakałam, nawet nauczyciele w szkole wysyłali mnie do psychologa, a matka nie zauważyła nic.. Myślała, że chodzę niewyspana… Gdy powiedziałam im o wszystkim (musiałam im powiedzieć, bo ta sprawa dotyczyła też mojej koleżanki, która powiedziała o wszystkim rodzicom i wywiązała się afera w szkole) rodzice to zlekceważyli. Nie rozmawiali nawet ze mną na ten temat… nie pozwolili mi też zmienić szkoły… ich córka musiała przecież chodzić do najlepszego liceum w mieście…

Najgorsze jest właśnie to, że nie mam żalu do własnego ojca, tylko do matki… nie wiem, co do niej czuję… żal, złość…. Każde jej słowo skierowane do mnie odbieram jako atak… sama reaguje również atakiem… kłócimy się całymi dniami… Zawsze dobrze się uczyłam… ale nie wiem, czy robiłam to dla siebie, czy dla matki…zawsze nie byłam dla niej wystarczająco dobra, nigdy mnie nie chwaliła… Dostałam się na wymarzone studia w Łodzi… I wtedy czar prysł… Studia całkowicie mnie przerosły… Nie chodzi tutaj o to, że nie byłam wystarczająco inteligentna i postawiłam sobie poprzeczkę za wysoko. Byłam, a raczej wciąż jestem za mało odporna psychicznie. Nie radziłam sobie z samą sobą, swoją przeszłością i studiami… Całe dnie spędzałam na szlochaniu w poduszkę… w końcu zrezygnowałam… wiedziałam, że w przeciwnym razie zwariuje lub stanie się coś złego Nie może być tak, że każde nawet najmniejsze potkniecie na mojej życiowej drodze, kończy się upadkiem na samo dno.

Teraz jestem w dobrej sytuacji - mam chłopaka, bardzo go kocham, jest dla mnie wszystkim… Dzięki świadomości, że "jest", jakoś udało mi się nie wpaść w skrajną depresje po odejściu z uczelni. I w tym jest właśnie cały problem. Nie potrafię sama walczyć z moimi problemami… Ktoś bardzo mądry powiedział mi kiedyś, że: "nie można budować swojego świata na tak kruchym fundamencie, jakim jest druga osoba" i z pewnością miał racje… To nie jest tak, że wątpię w siłę uczucia, jakim mnie darzy mój chłopak…po prostu wiem, że muszę się nauczyć sama dźwigać swój świat… osoba, którą kocham, może mi tylko w tym pomagać..

Nigdy nie potrafiłam radzić sobie ze swoimi problemami. Zwykłe niepowodzenie powodowało u mnie skrajną rozpacz, tygodnie przesiedziane w domu, przepłakane w samotności… nie radzę sobie również ze stresem…potrafię się "roztrząść " z powodu najmniejszej głupoty… Nie akceptuje siebie. Zauważyłam, że mam coraz większe problemy z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi. Gdy poznaję kogoś nowego, szczególnie, gdy jest to osoba ładna itd. Wstydzę się patrzeć jej w oczy. Wyobrażam sobie, że ta osoba myśli: "Boże, jaka ona jest brzydka". Wiem, jestem szczupła, faceci się mną interesują. Ale nie potrafię wymienić 1 części swojego ciała, którą bym akceptowała… Nie wierze w siebie i to czasem bardzo przeszkadza…

Jeśli chodzi o sprawy sercowe to niestety każdy facet którego spotkałam na swojej drodze po czasie okazywał się draniem, zdradzał mnie itp. A ja oczywiście cierpiałam i rozpaczałam…. Niedawno zrezygnowałam ze studiów w Łodzi, parę dni temu wróciłam do domu. Znajomi chcą się zemną spotkać itp. Ale ja nie chce wychodzić z domu, nie chcę z nikim rozmawiać. Najchętniej całe dnie przeleżałabym w łóżku, bo po co wstawać?? Mam przyjaciółki, z którymi mogłabym porozmawiać moich problemach, ale uważam, że to nie ma sensu. Nie zrozumieją mnie, bo same nigdy nie miały takich problemów. Co im powiem??? "Całymi dniami płaczę" - one na to - "nie załamuj się itd." - czy to coś zmieni? Najczęściej sama nie wiem, dlaczego "mam doła".

Mam chłopaka, ale on mieszka kilkaset km ode mnie, widujemy się co parę tygodni. Przez telefon nie chcę go zadręczać swoimi problemami, bo na odległość i tak nic mi nie pomoże, będzie się tylko źle czuł z tego powodu, że nie może mi pomóc. A jak się już spotkamy to nie myślę wtedy o problemach… przynajmniej się staram… Dlaczego to piszę?? Bo chciałabym poznać Waszą opinię… Doradźcie mi, co powinnam zrobić. Czy powinnam udać się do psychologa?? Nie stać mnie na prywatne wizyty… Boje się, że trafię na nieodpowiednią osobę, która wyśmieje mnie, moje problemy … Ale wiem, że jeśli czegoś nie zrobię, to przy kolejnym załamaniu może stać się coś złego..

Dwie z pośród trzech moich starszych sióstr nie mają problemów ze sobą. Jedna niedawno zaczęła chodzić do psychologa. Psycholog jej powiedział, że chociaż przez całe życie staramy się robić wszystko, by nie by nie upodobnić się do naszej matki, to tak naprawdę popełniamy takie same błędy jak ona... Coraz bardziej się do niej upodabniamy i w przyszłości będziemy takie same jak ona... Przeraża mnie to... Bardzo proszę o pomoc.

Ewa

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Witam serdecznie Pani Ewo,

Problemy, które Pani opisuje, można skutecznie rozwiązać podczas psychoterapii. Oczywiście nie ma gwarancji, że Pani się to uda, tak jak nie ma gwarancji, że każdy, kto zapisze się na kurs językowy, nauczy się danego języka. Niemniej ci, którzy wytrwale się uczą, opanowują język obcy w mniejszym bądź większym stopniu. Podobnie, jeśli ktoś pracuje nad sobą podczas psychoterapii, z czasem rozwiązuje swoje problemy.

Wiele problemów, o których Pani pisze, może wiązać się z wychowaniem w rodzinie alkoholowej. Doradzałbym Pani znalezienie placówki odwykowej, która prowadzi terapię dla dorosłych dzieci alkoholików (DDA). Część poradni odwykowych ma taką ofertę. Proszę wejść na stronę Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (www.parpa.pl), znaleźć w menu z lewej strony przycisk "Placówki lecznictwa", a następnie znaleźć taką poradnię w swoim mieście i zadzwonić do najbliższej poradni z pytaniem, czy prowadzą terapię DDA (oddziały odwykowe proszę pominąć, gdyż nie świadczą one pomocy dla DDA).

Niezależnie od tego może Pani poszukać także samopomocowych grup DDA. Podczas mityngów DDA uczestnicy wspierają się nawzajem, niejednokrotnie wykorzystując przy tym odpowiednio zmodyfikowany program 12 kroków, zaczerpnięty z AA.. Wiele przydatnych adresów grup terapeutycznych i samopomocowych, grupę wsparcia on-line i ciekawą literaturę znajdzie Pani na Nieoficjalnej stronie DDA.

Na temat, który Pani dotyczy, jest cała, bogata literatura. Warto, by przeczytała Pani kilka książek na temat dorosłych dzieci alkoholików, jak np.:

  • Janet Woititz – "Dorosłe dzieci alkoholików"
  • Stephanie Brown – "Bezpieczne przejście. Powrót do zdrowia dorosłych dzieci alkoholików"

Kilka przydatnych artykułów na ten temat znajdzie Pani także w naszym dziale "Psychoterapia / Uzależnienia".

Pozdrawiam serdecznie –

Bogusław Włodawiec



    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady