Wątki na forum
Strona główna forumRegulamin forum
- Bezsenność (4)
- Kursy/ terapie "Doktor miłość " (14)
- Patologiczna rodzina (2)
- Brak akceptacji dziecka z poprzedniego... (142)
- Dziwna relacja (6)
- Problem z osiągnięciem wzwodu (2)
- Pomoc przestępcy (15)
- Żona mnie już nie kocha (12)
- Czy to przemoc psychiczna? (33)
- Samotność. (7)
- Była. Bardzo była. (7)
- problem z młodszą siostrą, potrzebuje... (2)
- Tutaj są rozmowy o wszystkim i o wszys... (1205)
- Jak udźwignąć kompromitację. (6)
- O co chodzi? (40)
- Jak poradzić sobie z doświadczeniem Gh... (11)
- Jak tworzyć głębsze relacje (15)
- Czy to normalne? (84)
- Wigilia - zaproszenie (42)
- Raportowanie życia (14)
Reklamy
Forum dyskusyjne
- Autor: gregx Data: 2024-08-29, 21:56:45 Odpowiedz
Hej, piszę aby to wyrzucić z siebie. Proszę o litość bo czuję, że mogą być bęcki ale gdzieś muszę to zrobić.
Byłem kiedyś z kobietą. W zasadzie studiowaliśmy razem. Kierunek podobny (jeden wydział), a więc automatycznie sposób myślenia, patrzenia na świat i wszystko praktycznie takie samo.
Nie wiem od czego zacząć i na czym skończyć, dlatego jeśli będziecie mieli dodatkowe pytania - z chęcią odpowiem, bo pierwszy post może być po łebkach.
Wracając... Studiowaliśmy razem, ale poznaliśmy się dopiero po którymś roku. Kompletnie nam odwaliło na swoim punkcie. Nie mam to lepszego podsumowania jak tylko: dwa puzzle się znalazły. Takie uczucie ma się raz w życiu... (och jak znamienne słowa). To starsze czasy a więc i dużo romantyzmu typu listy na papierze, drobne prezenty, mnóstwo kwiatów, spacerów i rozmów. Czasy sprzed wybuchu socjali. Wszystko było na bardzo dobrej drodze. Decyzja o byciu razem na zawsze (2.5 roku związku), pozostały formalności typu oświadczyny itd. W zasadzie jako oświadczyny traktowaliśmy rozmowę, którą mieliśmy. Naprawdę chcieliśmy siebie na zawsze. I w pewnym momencie wystarczyły 3 miesiące i było po zawodach. I po mnie. Odeszła, wyjechała na wyspy i tyle ją widziałem. Na czym polega problem? To było 20 lat temu. Ja do dziś się nie pozbierałem, mimo że chwilami wydawałem się w miarę ogarniać.
Deprecha jak nic. Jakoś funkcjonuję ale tak naprawdę tamte wydarzenia naznaczyły mnie do końca życia. Pojawiały się inne kobiety, ale nic z tego. U mnie to już po prostu nie działa. Skutkiem tego po latach nie mam żony, dzieci, rodziny itd. Nic co razem z tamtą było oczywiste i planowane.
Moje szanse maleją i nikną. Świat gdzieś wystrzelił w jakieś dziwne rejony. Ja wtedy byłem szczęśliwy, nie było żadnych oznak humorów, nostalgii, oddalania się itd. Teraz mam tego wszystkiego w nadmiarze. Były leki antydepresyjne, było półtora roku psychologa. To nic nie daje bo i przecież co ma dać. Ona ustawiona. Mąż, dzieci. Nie wiem co jej "odwaliło", nie znam przyczyn, nigdy się nie dowiedziałem. Związek sypał się z tygodnia na tydzień.
Klimatem tamtych dni jestem przesiąknięty na wskroś, jest tego mnóstwo, zostały mi listy, zdjęcia, maile. Trzymałem je daleko od siebie ale jakiś czas temu pękłem i zacząłem przeglądać, analizować trochę. Nic z tego nie wynika poza tym co wspomniałem - w maju zapewnienia o miłości i przezwyciężeniu wszystkiego, w sierpniu "życzę Ci szczęścia, z całego serca..." i tyle. Wcześniej dziesiątki zapewnień o tym jak jestem ważny, jak dziękuje losowi, że mnie ma i że mam ją natrząsnąć jak przestanie to doceniać. Cóż. I natrząsałem, ale nic to już nie dało. Pamiętam swoją rozpacz. A po niej została trwała dystymia, czy depresja. Na pewno wieczny smutek i rozczarowanie.
Miałem coś wspaniałego, co życzę każdemu. Ale jeśli tak ma się to kończyć to z kolei nie życzę wrogowi bo nie każdy się z tego podnosi. Mi się nie udaje i to pomimo takiego czasu.
Trochę to pobieżnie opisałem, mogę dorzucić mnóstwo szczegółów, ale ogólnie jest jak powyżej. Nie zadaję tu żadnego pytania. To raczej oświadczenie i opis na jakie sposoby można mieć przerąbane.
pozdrawiam Was - Autor: Bastia12 Data: 2024-08-31, 21:46:23 Odpowiedz
gregx, to niedobrze, ze nie przezyles zaloby po stracie.
Teraz za wszystkie niepowodzenia jakie sie Tobie przytrafiala obwiniasz przeszlosc. A to nie jest tak, to troche taka droga na "latwizne", zeby nie brac odpowiedzialnosci za swoje obecne zycie. Poza tym nie goni sie za kims, kto Ciebie nie chce.
Rozumiem, ze dreczy Ciebie brak odpowiedzi na pytanie dlaczego tak sie stalo. - Autor: jedenZwielu Data: 2024-09-02, 23:44:21 Odpowiedz
Spróbuj tego: Przed zaśnięciem, wyluzowany, zadaj sobie pytanie, z czym kojarzy Ci się odrzucenie. Sprawdź co Ci się pojawi. Nie oceniaj, przyjrzyj się.
Wiesz, prawie wszystkie odpowiedzi na problemy psyche są w nas samych, technik do dotarcia wiele, to jedna z nich. - Autor: gregx Data: 2024-12-29, 22:47:38 Odpowiedz
Wróciłem na chwilę do starych listów. Przemawia(ła) z nich ogromna miłość i zaangażowanie z jej strony. Z mojej oczywiście też, ale tych zapisków nie mam przed sobą, były przecież wysłane do niej. Być może już nie istnieją...
Moje istnieją. Jak relikwie. Wracam do nich czasem. To już 20 lat. Nie ma takiej możliwości abym to zapomniał, kiedyś próbowałem ale to naprawdę nie jest możliwe.
W większości listów były plany na przyszłość ale też dużo opisów codzienności i miłych słów. Dużo oczekiwania i pragnienia aby być razem, w momentach gdy musieliśmy rozjechać się w przeciwne strony. Potem upragnione spotkania i znów rozjazdy. Do czasu kiedy znów byliśmy razem wracając do "wspólnego" miasta.
Co się zmieniło? Nie mam zielonego pojęcia i nigdy się tego nie dowiem. Już wtedy widząc, że coś się psuje praktycznie nie dało się rozmawiać. Dałoby się, gdyby po jej stronie była chęć przywrócenia czegoś / naprawy tego co może utraciliśmy. Ale już nie było, stąd nerwówki i coraz większe zgrzyty.
Mój umysł nie jest w stanie pojąć jakim cudem w 3-4 miesiące zniszczyła to co budowaliśmy praktycznie latami, nigdy się nie kłóciliśmy i wiedzieliśmy, że odnaleźliśmy się w tym świecie w jakiś nieziemski sposób.
Tak na to właśnie teraz patrzę. Czuję, że byliśmy takimi bratnimi duszami, ale jej dusza uleciała gdzieś w inną stronę. Wiem jedno... Skąd? Od niej samej. Wiem, że "myśli czasem o tym co było".
Natomiast to nic nie zmienia. Minęło tyle czasu.
Od tamtego czasu mam depresję. Oczywiście podjąłem próby leczenia, farmakologii, terapii, kilkukrotnie. Tylko co z tego? Mi nie tabletki potrzebne, dlatego to nie działa. Straciłem osobę, w której widziałem wszystko. Straciłem - źle powiedziane. Nie ma większego ciosu niż to, gdy osoba, którą tak mocno kochasz nagle stwierdza, że ona już nie i odchodzi. Nie ma, powtarzam, mocniejszego uderzenia. To właśnie pociągnęło mnie na dno. Nigdy potem już nie byłem ten sam, nie potrafię wykrzesać z siebie radości, pogody ducha. To już dla mnie nie istnieje.
Nie siedzę patrząc w ścianę. O nie. Rozwinąłem pasje, ogromnie rozwinąłem siebie, zmieniłem otoczenie. Ale nastroju nie zmienię.
Pozwólcie proszę, że wrzucę tu od czasu do czasu post w tym wątku. Może będzie to mieć terapeutyczny charakter. Jeśli macie pytania - zapraszam, jestem w stanie odpowiedzieć raczej na każde, poza tymi, których nie zrozumiem.
Zobaczcie proszę, jak to wygląda z męskiego punktu widzenia. Kogoś takiego jak jak możecie mijać na ulicy, bo i nie chodzę ubrany na czarno i nie wyglądam jak żywy trup. Wszystko jest normalnie i całkowicie przeciętnie. Po prostu dusza leży... Kilku osobom udało się mnie "prześwietlić" i wiedzą o co chodzi. Inne już raczej zapomniały, że kiedyś faktycznie byłem szczęśliwy, przyjęły moją obecną kondycję jako kolejny stan. - Autor: krakers Data: 2025-01-01, 03:13:38 Odpowiedz
Sam tytuł oznacza, że była... i to dobrze, temu powinieneś się przyjrzeć. Idealizowanie człowieka i czynienie z niego niejako bóstwa jest bardzo trudne do udźwignięcia. To, że było pięknie, wspaniale, cudownie, po prostu mega, nie oznacza wcale, iż kontynuując, dalej tak by było i trwało, bo idylli nie ma. Nikt nie wie, jak byłoby dalej. Może to rozstanie uchroniło Was przed czymś drastycznym. Nie ma żadnej gwarancji, że ułożyłoby się cudownie. Większość ludzi idealizuje młodzieńczą miłość. To, co przydarzyło się Tobie, to dowód, że nie można wszystkiego oprzeć na człowieku i oddać w jego ręce, trzeba coś zostawić dla siebie. W pełni można jedynie oprzeć się na Stwórcy, Jemu zawierzyć.
RE: Była. Bardzo była. krakers 2025
Autor: fatum Data: 2025-01-01, 17:43:40 OdpowiedzFajny komentarz dałaś. Dobrego 2025 Roku dla_do Ciebie.-:)ode mnie.○
RE: Była. Bardzo była. krakers 2025
Autor: krakers Data: 2025-01-02, 00:05:21 OdpowiedzDziękuję i wzajemnie, wszelkiego dobra, buziaki.